29 kwietnia 2015

Zielono mi!

osiągam kręgi wtajemniczenia...
Okno na podwórze stanęło otworem! Pomimo że absolutnie nie ma tu klimatu grozy, jak u słynnego dwunogiego Alfreda H., to drżały mi wąsy z emocji - Państwo dyskretnie obserwowali moje poczynania, a ja w końcu poczułem, czym pachnie wolność... Psy poprowadziły mnie w najdalszy zakątek ogrodu, a dalej poszedłem sam - gracko przeskoczyłem płot, jak mój dwunogi imiennik (elektryk z zawodu). Ale nie chodziłem daleko, na to jeszcze przyjdzie czas - najważniejsze że przekroczyłem granicę działki. Psom i tak zagrałem na nosie - że sobie chodzę swobodnie tam, gdzie one nie mają wstępu. Przeniknąłem do zamkniętej drewutni, zaglądałem do garażu, byłem nawet w piwnicy, gdzie stoi szafka, w którą Pan rzuca szuflą czarne kamienie - w końcu wiem, skąd się bierze przyjemne ciepło, do leżenia przy kaloryferze... Dopiero deszcz zapędził mnie z powrotem do chaty... Ale już sobie planuję trasy spacerów na następne dni!

26 kwietnia 2015

Skoki semestralne

Ech, kocie życie upływa szybko! Ani się kot nie obejrzy, a już po marcu maj puka nieśmiało do drzwi tarasu... I już z matematyki, nieważne czy kociej czy dwunogich wynika, że żyję już pół roku! Już jestem starym kotem (tak mi się wydaje...) Ale w duszy nadal odczuwam młodzieńcze wzloty - od kilku dni trenuję skok wzwyż, z rozbiegu i z miejsca - żeby złapać w locie te fruwające żyjątka... Państwo wydzielają mi jak na lekarstwo wyjścia na taras, choć pozwalają zwiedzać wszystkie zakamarki podwórza. Byłem już w drewutni, w której w ogóle nie ma drewna, tylko jakieś Pańskie szpargały, zaglądałem do garażu, gdzie mieszkają dwukołowe pojazdy (dla dwunogów chyba w sam raz). Nie byłem jeszcze w lochu, gdzie płonie żar, ogrzewający dom Państwa, ale za to obwąchałem dokładnie worki z węglem. Wszystko po kolei zobaczę!
A przedwczoraj znów wpadłem w ramiona Andrzeja i Joli - którzy przynieśli Panu jakieś urządzenie, podobno do przewracania drzew. Na szczęście Pan je potem zabrał mi z widoku... Ale wygłaskali mnie za to - mogą co drugi dzień znosić różne żelastwo, jeśli miałbym tak być głaskany...

22 kwietnia 2015

Pomiary według Bolka

przeszywam Cię wzrokiem!
Oto ja, Bolesław! Od wczorajszego wieczora do dzisiejszego poranka, praktycznie bez zmrużenia oka, zajmowałem się metrem! Gdyby ktoś chciał spytać, to nie było wiekopomne dzieło dwunoga Józefowicza, tylko stalowa taśma, którą Pan trzymał w kuchni wysoko, poza zasięgiem moich łap. Ale to, co było dobre, kiedy tylko przybyłem do tutaj, teraz nie oparło się memu kociemu sprytowi i zwinności... Zerwałem tą taśmę z wieszaka - legła na posadzce jak wąż na baczność, wydając odgłos bliski uszom rodziny dwunoga o nazwisku Trojanowski, rodem ze Zwierzyńca, nomen-omen... No i zaczęła się zabawa, czyli trudy nocnych pomiarów - miarka wysmykiwała mi się z łap, nie poddawała zębom, ślizgała pod szafkami. Spociłem się przy tej robocie jak mysz. A o poranku, kiedy Pan mi robił fotkę, okazało się, że mam oczy jak ostatni syn Kryptonu... Ciekawe, kiedy będę mógł wzrokiem dziurawić torby z jedzeniem?

21 kwietnia 2015

Nowe szaty królewny

krawat dla dziewczyny
Kilkanaście dni temu Pan rozmawiał za pomocą komputera jedną naukową osobą. Nie były to roztrząsania scholastyczne, z gatunku: ile diabłów zmieści się na końcu jednego kociego wąsa, a raczej poszukiwanie rozwiązania na złamanie psiej niechęci do opuszczenia domu. Konkluzją tej rozmowy było zamówienie dla Chilusi (tak, wszystko to dla niej!) krawata, szytego na miarę. I wczoraj nastał ten dzień, że jak mówi poeta: przyniesiono pod drzwi Państwa chaty dla Chili nowe szaty! Natychmiast został przymierzony ten krawat w czerwone serduszka - i o dziwo, Chili obnosi się w nim dumnie!
A ja chodzę bez ubrania, tylko w futerku - jak koci nudysta...

17 kwietnia 2015

Rozkosze podniebienia

marzenie...
Dziś dzień pod znakiem jedzenia! O poranku Pan dał mi puszkę przepysznego mięska w galaretowatym sosie - jadłem do rozpuku... W misce wciąż mam uzupełnianą porcję sucharków, a do popicia - świeża woda (tu już miska wspólna dla wszystkich). Chili jest odżywiana przez Pana kuleczkami z mięsa, pochodzącego z wołu. Bieluszka jada głównie sucharki, ale ma w swoim legowisku zakopaną na czarną godzinę kromkę suchego chleba. A Chili połyka swoją kuleczkę i potem skrada się, podkrada Bieluszce po jednym chrupku... Państwo jadają tyle różnych rzeczy, że nie spisałby ich nazw nawet na wołowej skórze. Niektóre ich potrawy czasem i nam wpadną - jakieś skóry z ryb, kości, chrząstki albo i mięso. Chili je nawet ogórki, jabłka, marchew i lody! 
Dziś Państwo gościli Dominikę - Pani czarowała coś nad stołem, Pan mieszał jakieś sosy, oleje i przyprawy - powstał z tego placek na całą blachę, z mnóstwem dodatków. To się u dwunogich nazywa pizza! Jedli we troje potem tą pizzę, upieczoną w duchówce, a dla nas nic nie spadło... Fakt, że podobno taka pizza jest pikantna, aż dziurę w języku wypala! I takie ostre podobno nam szkodzi - lepiej nie próbować, żeby nie pokaleczyć mordki...

16 kwietnia 2015

Obdukcja

Lecę gdzie chcę!
Gwoli wyjaśnienia zainteresowanym i współczującym: nic mi się nie stało, bo ja fruwam ponad przepaściami! Upadek wręcz mnie wzmocnił - teraz kombinuję, jak wskoczyć na witrynkę w salonie albo na górny rząd szafek w kuchni. Już swobodnie wchodzę do kabiny prysznicowej, do wanny - tylko do sedesu mam wstręt od czasu niechcianej kąpieli. Kiedy już wypuszczą mnie na podwórko i nie będą wciąż chuchać na łapy, wlezę na to drzewo, co na sąsiedniej działce rośnie, i skoczę z samego czubka, lepiej niż na bungee!

Kocie doły

ogrodnik idealny...
Nie było czasu na pisanie! Ta dwunoga Dominika, która w domu ma dwóch kolegów kotów, nie dalej niż przedwczoraj odwiedziła Pana, a przy okazji i mnie. Najpierw siedzieliśmy w pięcioro (ja, Bieluszka, Chili i dwunogi) i odbywało się grupowe głaskanie. Kiedy już prawie odlatywałem z błogości, dwunożni poszli na podwórze. Och, na moje podobieństwo grzebali zaciekle w ziemi, kopali dołki i coś zagrzebywali - ale nie udało mi się dostrzec zza szyby, czy robili przy tych dołach to samo, co ja w kuwecie... Podobno u dwunogich takie prace ziemne to się nazywa sadzenie i sianie. Co tam wyrośnie - czy coś do jedzenia? Na razie nic nie widać, ale skoro Dominika to robi, to na pewno będzie coś pięknego! Bo ona kocha prace ziemne, tak jak nasze Państwo nas, czterołapów...
Od tego porannego głaskania taki we mnie wstąpił animusz, że w nocy dwa razy zleciałem z półki, wprost na schody. Ale nic w sobie nie złamałem - bo jestem elastycznym kotem!

12 kwietnia 2015

Polowanie na muchy

śledzę te latające potwory...
To ja, Wasz Bolo Śledzący! Wczoraj Państwo pobrali Chilusię i pojechali gdzieś (już wiem, że jadą, bo zabierają budkę ze sobą) na cały dzień. Po powrocie Chili znowu mi opowiadała o bezkresnych przestrzeniach działki, o leżeniu na słońcu i o tym, że dostała kość jak ona sama wielką. Nie chciało mi się wierzyć, że są takie duże gnaty, dopóki Pan nie dał Bieluszce takiego samego golenia. Ogromny! Bieluszka walczyła z nim przez cały wieczór! 
Wieczorem leżąc na oparciu kanapy obserwowałem, jak psy poszły na podwórze. Kiedy powróciły, za nimi wślizgnęła się jakaś latająca potworność - brzęcząca pod sufitem, bzycząca na szybie okna. Próbowałem do niej podskoczyć, dosięgnąć i sprowadzić do parteru, ale była za szybka i za wysoko... Dziś rano kość już nie budzi nijakiego zainteresowania, ostrugana z resztek mięsa pracowitymi zębami Bieluszki. A mucha (tak nazywa się ten fruwający potwór) jakby nabrała siły - wkurza mnie tym brzęczeniem i wymachiwaniem łapami, jakby pokazywała mi, że mogę jej skoczyć. Więc skaczę, niech nie myśli! Pani mi zabrania i krzyczy, bo w ferworze polowania raz zaczepiłem obrazek, raz firankę i sześć razy klamkę. Pani nie ma w sobie żyłki myśliwskiej... 
Ach, byłbym zapomniał - a to też ważne: dziś pozwolili mi wyjść na podwórko! Byłem w jakiejś szopie którą Państwo nazywają drewutnią i w której jest mnóstwo przedziwnych szpargałów - opowiem o tym dokładniej w następnej notatce... Na tarasie jest super ciepło, a jeszcze jest wokół coś takie zielone i miękie, nazywane trawnikiem - psy na to sikają. Trzeba będzie zbadać toto bliżej...

07 kwietnia 2015

Wielka Noc Bolesława

jajo dla podróżnych...
Ach, ta Wielkanoc! Prawdę mówiła Bieluszka, że to będzie przeżycie - moja noc zaczęła się sobotnim popołudniem, a skończyła poniedziałkowego wieczora - sami przyznacie, że jeśli nie wielka, to spora... Dla dwunogich to były doznania religijne, najważniejsze w roku liturgicznym. A dla nas, czterołapów - czas relaksu... Państwo zapakowali do autka różne wiktuały i ubrania, a na koniec pobrali Chilusię, wraz z jej domkiem i gdzieś pojechali... Nie wiedziałem, co to za praktyki, dopiero kiedy Bieluszka przyszła, bez bojaźni wskoczyła na kanapę, potem na fotel i znów na kanapę, i wyciągnęła się jak długa, zrozumiałem, że dom jest tylko nasz! Będę mógł spać na Pani miejscu w łóżku, na poduszce, na kołdrze i pod kołdrą, będę mógł stać albo spać na stole kuchennym bez strachu, że przyjdzie któreś z Państwa i zakrzyknie: Apsik! Gdybym był Kotem w Butach, mógłbym też nie zdejmować obuwia i chodzić w nim nawet po kuchennym blacie - po prostu niczym nie skrępowana wolność nas dopadła! 

03 kwietnia 2015

Ab ovo

Ale jaja! Dookoła wszystko kręci się wokół tych tajemniczych kul! Zacząłem bliżej się im przyglądać po tym, kiedy Pan wziął jedną, walnął nią w głowę, a gdy pękła - zjadł zawartość. Oczywiście to nie Pana głowa pękła, tylko ta kula...
jajko dwunoga Faberge...
Kawałeczek białości ze środka dostało się Chili - ale się oblizywała! No to i ja sobie myślę - sam zjem... Kiedy Państwo byli w salonie, ja cichutko jedno z jaj zrzuciłem, ale koci pech mnie prześladuje jakiś, bo w środku była tylko jakaś galareta... I wcale nie było cicho, oj nie było! Pani krzyczała, że ze mnie będzie pasy drzeć! A Bieluszka miała używanie - wylizała podłogę w tym miejscu. Ta nierówna kula to się nazywa jajko, i podobno pochodzi od kury, chociaż niektórzy twierdzą, że lepiej niż drób robił je dwunóg nazwiskiem Fabergé. Takie niepozorne to jajko, a dwunogi się z nim obchodzą tak ostrożnie, i tak go szanują - a rzeczy pochodzące od kotów wcale nie są przez ludzi hołubione...