30 stycznia 2016

My, imigranci

Chili
Bolek
Wszyscy dwunodzy teraz mają na ustach temat przybyszów - w pudełku zwanym radiem i w tablicy nazywanej telewizorem trwają relacje i rozmowy. Więc ja, kot światły, muszę do ogólnokrajowej dyskusji dodać głos, że oboje z Chilusią też jesteśmy poniekąd elementem napływowym, a więc imigrantami... W dodatku Państwo są biali,  a my oboje jesteśmy czarni. Ja jestem sybirak, a Chili meksykanka. A nasi Państwo traktują nas na równi z autochtonem Bieluchem - znaczy, są tolerancyjni...

Najczęściej ta równość dotyka nas przy wychodzeniu na podwórko - idziemy solidarnie, aby gdzieś pod krzakiem siknąć sobie, już każde osobno. No i przy jedzeniu - dostajemy od Państwa przeróżne smaczne kąski - dla każdego coś miłego... Inne widome oznaki miłości Państwa do nas to: głaskanie, chwalenie, mizianie i podrapywanie.
Staramy się odwdzięczyć za to, jak każde umie - na przykład ja zawsze wracając do domu miauknę "dziękuję za otwarcie drzwi!". A Chili i Bieluszka w ramach wdzięczności za przytulanko - pilnują, żeby oznajmić szczekaniem, że ktoś zbliża się do furtki albo przemyka się przy płocie - tak, na wszelki wypadek...

25 stycznia 2016

Niechciany posiłek

śniadanie na trawie
Przyniosłem wczoraj Państwu coś na zęba!
Widziałem, jak rano Pan szykował sobie danie z surowego mięska (mówią że to Tatar - czyżby kanibale, ci moi dwunodzy?). Ja ostatnio zasmakowałem w odmianach od sucharków. Dzień w dzień czaję się na poranny czas dokarmiania Chili - ale dopiero tylko ze dwa razy mi się udało uczestniczyć w rytualnym spożywaniu wołu... 
Państwo czasem dzielą się z nami swoimi potrawami, a czasem chowają je przed nami. Ja -  kot wszędobylski, odnajduję większość tych schowanych, ale jakoś nie przepadam za usuchłymi bułkami ani zwiędłą marchwią... Ciekawsze smakowo czy wręcz rarytasy Państwo chowają do tej białej, zimnej szafki - jeszcze nie umiem jej odemknąć... Żal mi się zrobiło Pani, że Pan jej nie dał Tatara - inwalidy, więc postanowiłem sam się odwdzięczyć za wikt... 
Wracając do potrawy, czyli mówiąc po łacinie - ab ovo, to z wędrówki po okolicznych domach przyniosłem Państwu mysz! Szybko ją załatwiłem, żeby Pani mogła zjeść jeszcze ciepłą! A Pan - niewdzięcznik i brutal - z odrazą wziął ją za ogon i odrzucił na dach garażu! I po co tak bardzo się starałem - może dwunogi wolą szczurka
Na garażu prawie zawsze dyżurują takie czarnobiałe ptaki - i zaraz zwęszyły świeżonkę! Po kilku minutach nie było śladu po moim połowie...
Następnym razem zjem sam - nie dam Państwu skosztować, skoro nie umieją się zachować...

19 stycznia 2016

Codziennik czterołapów

Zwyczajny dzień powszedni w naszej gromadzie wygląda tak: bladym świtem pobudka! Trąbka gra w telefonie i nasza kochana Pani wstaje, schodzi do kuchni i wypuszcza psy na podwórko. Ja też wychodzę - nie mogę się doczekać, kiedy mroźna wilgoć wniknie w rozgrzane snem łapy! To jest lepsze, niż prysznic spod kół auta! A psy - nieochoczo zimą wybiegają, oj, nie! Kluczą i kombinują, pewnie wolą umrzeć z powodu pęknięcia pęcherza moczowego, niż od chodzenia po śniegu - takie te nasze piecuchy psie... 
Potem Pan wstaje, szoruje kły i pysk, nakłada na siebie przeróżne tkaniny, a potem wraz z Panią wychodzą. Pan przeważnie zaraz wraca. Z tej białej szafy, wionącej chłodem wyjmuje dla Chili codzienny posiłek - kulę ze zmielonego wołu. W oczekiwaniu na rozpuszczenie się kulki czas mija niepostrzeżenie. Pan wciąż słucha jakiegoś pitolenia, jak z wytartej empetrójki (uwielbia to po prostu!) - posłuchajcie zresztą sami:
Ja zazwyczaj pokręcę się troszkę to tu, to tam i idę poleżeć. Czasem umyję sobie nogi najpierw, a czasem potem - żeby nie było monotonii!
Czasami do Pana przychodzą różni znajomi. O, wtedy jest fajnie! Tylko jeden, imieniem Zenek (kolega Pana, miły gość) wywołuje w Chili jakąś bezrozumną złość - szczeka i szczeka i szczeka, na trwogę i bez dania racji - oj nie polubi Chili Zenka, długo... Bywa także w czasie przedpołudniowym, że odwiedzi nas Dominika - wtedy jest naprawdę suuuper! Pogłaszcze, pomizia nas sprawiedliwie, czasem coś z Panem piją. Och, dawno już jej nie było! Może dlatego, że Dominika przemieszcza się za pomocą roweru, a w śniegu koła grzęzną i ślizgają się? Pewnie dopiero z wiosną nas odwiedzi...
Jeszcze innym czasem Pan gdzieś wychodzi - dwunogi też muszą nieraz wyjść, choćby zawierucha! Wtedy jest w domu cichutko, tylko woda w kaloryferach szumi... Ten szum działa na mnie usypiająco - och, jak ja kocham spokój!

12 stycznia 2016

Ścieżki Bola

Jestem piechurem, jak to kot. Nie próbowałem chodzić w butach - to dobre dla bajek, opowiadanych przed zaśnięciem niedużym dwunogom. Ja mimo że boso, ale w ostrogach - mam swój koci porządek świata. Jeden z moich imienników w świecie dwunożnym, co był generałem ułanów, także rozpoczynał od pieszych marszrut...
I mimo, że chodzę własnymi ścieżkami, to w domu u Państwa tworzymy z psami codzienne rytuały.
na balu...
Rano wychodzimy na podwórze: sprawdzić, co słychać, obwąchać ślady nocnych gości, no i oczywiście - wypróżnić się. Niby mam tą swoją kuwetę, ale nie ma nic wspanialszego, niż przykucnąć pod krzaczkiem! Chili i Bieluszka także wyznają tą filozofię, chociaż im czasem wygodniej w domu, co jest dla mnie rzeczą wręcz obrzydliwą! Państwo na nie krzyczą i odgrażają się jakimś łańcuchem, ale chyba to jeno pogróżki... A ten śnieg, to zdecydowanie przereklamowany - czym się tu zachwycać? Mokre i zimne ohystwo!
Dalszy mój szlak codzienny wiedzie przez kanapę, na której zawzięcie leżę, odpoczywam przed albo po obserwacji ptaszków. Czasem, gdy Pan nie patrzy albo go nie ma, Bieluszka i Chili przychodzą też poleżeć - im nie wolno wchodzić na kanapę, a mimo to włażą - okazuje się że psy są straszliwie niesubordynowane pomimo nauk. Ja się zawsze słucham, chociaż nikt nie słyszał o tresowanych kotach!
Dni są podobne, zatem pewnie dlatego popadam w rutynę. Wieczorami także chodzę sam lub z psami - one zostają na podwórku, a ja myszkuję po okolicach (ciekawe, czy myszki kotują?). Gdy zbliża się pora snu, nadsłuchuję, czy Pan mnie nie woła - nie lubię spać w drewutni, na pociętych drwach lub Pańskich szpargałach, wolę w domu! Raz mi się zdarzyło, nikomu nie życzę spania w komórce! Psy śpią w swoich legowiskach: Chili w budce z różową kokardą, a Bieluszka w skrzynce, pod schodami. Ja idę razem z Państwem na piętro: kładzie się Pani, kładzie się Pan, i ja się kładę. Gdzie? Leżę na nich albo przynajmniej w nogach. Czasem jeszcze obejdę sypialnię, sprawdzę, czy nikt obcy nie buszował po parapetach - to też ważne przyzwyczajenie... 

06 stycznia 2016

Trzech dwunogów, a ptaszków?

Dziś znowu u dwunogów święto! Dobrze im - w przeciągu miesiąca to już trzeci czas wolny od zajęć codziennych. Teraźniejszy dwunogi freetime nazywa się Święto Trzech Królów! Chociaż ja mam ten stan przez okrągły rok - nikt mnie do robót żadnych nie goni...
Właśnie odpoczywałem na komodzie, gdy Pan błysnął mi w oczy jakimś reflektorkiem, niczym oficer śledczy. Ale nie było to wcale przesłuchanie: nikt mnie nie dręczył, nie wyrywał pazurów, nie kazał podpisywać protokołów. Po prostu Pan kocha fotografię i wciąż pragnie mnie uwieczniać! Trudno, taka rola gwiazdora... 
Ale niech tam mnie uwiecznia, mam tu pilną sprawę - znowu na rolecie, niczym na ekranie, pojawiły się kontury ptaszków! Było ich wręcz zatrzęsienie! 
Jeszcze raz objawiła się moja wyższość czterołapa... Bo do dwunogów przyszło ledwo trzech mędrców, i w dodatku bardzo dawno. I pewnie dlatego takie z tego powodu mają święto, bo potem już nikt nie przychodził...
A do mnie - chociaż pewnie mało rozumne te ptaszęta, ale za to cały orszak przyfrunął... (Tak po prawdzie, to nie tyle do mnie, tylko na lunch przyfrunęły, sikoreczki! Bo Pan wywiesza im przeróżne ptasie smakołyki...) Ale poczułem się jak władca świata i okolic, obserwujący przybycie dwunogich, skrzydlatych istot. Okazałem im łaskę i żadnego nie schwyciłem, w końcu jest święto!











02 stycznia 2016

Nowy Rok Bolesława

Nie nabyliśmy się długo sami z Bieluszką, w te Święta! Nawet nie miałem czasu solidnie się pobyczyć w łożu moich Państwa - a już chrobotał w zamku klucz... Chilusia mi wszystko opowiedziała: że byli w wielkim domu Rysia, brata naszej Pani, że jedli przeróżne pyszności, przygotowane przez Urszulę i Monikę, że znów Chili spotkała się z Pipi, i że jeszcze sto innych wiadomości mi przekaże, ale teraz musi odpocząć! I nawet nie zdążyła mi na ucho powiedzieć połowy z tych psich wieści z dalekiego świata, gdy znów coś zaczęło się dziać!
to ja wymyśliłem, sam!
W tym płaskim pudle, na które państwo wciąż patrzą, ciągle grała jakaś kocia muzyka! A Państwo wcale nie zamierzali się położyć - przecież nie pójdę sam do wyra, pomiędzy Panią a Panem leżenie to dopiero rozkosz! No to siedzieliśmy, słuchali, pogryzali a to sucharka, a to coś ze stołu Państwa... Kiedyś przecie skończy się to porykiwanie szarpidrutów...
Intuicja mnie nie zawiodła - mniej więcej w tym samym czasie, gdy parę dni temu używaliśmy z Bieluszką słów wytwornych, ludzkich - muzyka przycichła. No i dopiero się zaczęło! Rakiety, sztuczne i prawdziwe ognie, petardy i diabli wiedzą co jeszcze - wystrzeliwało ze wszystkich stron, tworząc piękne, chwilowe obrazy! Wprawdzie Państwo narzekali, że ten dwunóg, co im postawił bloczysko tuż pod oknami, pozbawił ich najważniejszych doznań estetycznych, ale i tak było na czym oko oprzeć... Po zakończonej kanonadzie Państwo w końcu poszli do sypialni, a ja wymyśliłem takie życzenia...