29 lutego 2016

Niecodzienny dzień

Okazuje się, że nie tylko koty mają urodziny - dwunogi również! W naszym domku właśnie takie było święto. Pani na tą okoliczność upiekła ciasto, dziwny twór z mąki i owoców, co pół dnia mieszkał w misce i podobno rósł... Jakieś hyże to ciasto, ja rosłem ponad rok, a ono tylko kilka godzin? Ale najważniejsze było dziś - dzień, co zdarza się raz na cztery lata, podobno. Mówię: "podobno", ponieważ cztery lata to dla mnie pojęcie abstrakcyjne jak obrazy mojego imiennika Polnara. A ten ważny dla kalendarza dzień wcale  nie wyglądał szczególnie - żadnych akademii, salw armatnich ani bicia w dzwony - trochę może bardziej deszczowy... 

16 lutego 2016

Między Walentynką a Dniem Kota

Był Dzień Zakochanych, święto przyniesione zza oceanu. Dwunogi nazywają toto Walentynką, choć jak zwykle u nich, wcale nie tłumaczą, czemu? A zaraz po tym święcie nastał mój dzień - Dzień Kota! Tu przynajmniej wiadomo - świat bez nas byłby tak samo niepełny, jak bez murkwi
U moich Państwa żadne z tych świąt nie przebiegało jakoś burzliwie: nie było sypialni zasłanej płatkami róż ani miseczki przyozdobionej serduszkami, pozostałymi po poprzednim święcie. Ale już żyję tak długo (ponad rok!), że wiem to i owo. Po pierwsze - Państwo się kochają kameralnie, bez powiadamiania świata. Po drugie - kochają także mnie, inaczej kazaliby mi iść precz, wywieźli do lasu, uwiązali za nogę do drzewa albo utopili... Po trzecie - kochają też moje przyrodnie siostry - czterołapki, Chilusię i Bieluszkę, a nawet i inne, odleglejsze stwory. Cóż mi pozostaje? Także tych moich właścicieli i pobratymców kocham! I dobrze mi, Bolkowi!

13 lutego 2016

Grubas Bolesław

To nie ja, never!
Pan mnie zważył (brutalnie wziął pod pachę, stając na wadze) i okazało się, że mam w sumie 3 kilo i 33 deko - trochę w tym waży obróżka i dzwonek, więc pewnie sam mam 3,30... Ach, gdzie te czasy, kiedym chuchrem był mniej niż kilowym - Pan mną ocierał pot z czoła niczym szmatką... Jak mawiał jeden młody piłkarz z rodziny Państwa, kiedy przytył dwa kilo - wreszcie jestem grubasem! Żeby było sprawiedliwie, Pan tak samo zmierzył tuszę Chili - ale jaja, ona waży tyle samo! Państwo się tym bardzo zmartwili - pieseczek nie może być taki opasły... Bo Chilusia wygląda, jakby wciąż była najedzona - nie lubi wychodzić na spacery, woli drzemać wciąż w swojej budce z różową kokardą. Ale Pani zapowiedziała zmiany - codzienna przebieżka wokół komina ma być obowiązkiem... Zobaczymy, jak sporty wpłyną na posturę Chilusi? Ja tam biegam gdzie mogę, wspinam się na drzewa i zeskakuję z nich, uprawiam przełaje. Tylko pływać nie próbowałem - ten element wieloboju nie jest dla kota! 

05 lutego 2016

Żywa podwoda

No i Pan górą!
Kiedy wraz z Panem oglądałem te papierki, nazywane zdjęciami, w oczy rzucił mi się obrazek wionący grozą! Otóż Pan siedział okrakiem na czterołapie! Potem dowiedziałem się, że ten nasz kuzyn nazywa się koń, i że dwunogi z lubością przemieszczają się na nim... Podobno nawet był taki czas, że nie było skuterów, rowerów ani aut - i tylko koniem można było się oddalić hyżo...
Mój sławny imiennik w świecie dwunożnych (jeden z wielu) był znanym miłośnikiem i użytkownikiem koni w czasach, gdy już zaczynały panoszyć się samochody. A pozostali? Czy to Rudy, czy Pobożny, czy nawet ten Chrobry - Bolkowie ze średniowiecza poruszali się tylko na koniach - no chyba że szli spać, albo do kuwety - wtedy piechotą...
Dobrze, że matka Natura stworzyła mnie kotem - chyba bym się zapłakał, gdybym musiał dźwigać na sobie jakiegoś grubasa, skakać przez płotki i gonić co sił - ciekawe, czy zobaczę kiedyś żywego takiego osobnika? 

01 lutego 2016

Paleolityczna fotografia

Rodzina mojego Pana
Pan dziś przewracał z czułością jakieś papierki, które po jednej stronie miały obrazki. Dwunogi podobno nazywają toto zdjęciami. Co za głupie stwierdzenie - przecież na tych papierkach nie widać, co zostało zdjęte! Pomagałem mu przekładać te "zdjęcia" tak zapalczywie, aż dostałem klapsa! I jeszcze coś tam na mnie narzekał - ech, słowa jego są jak brzęczenie much w uszach moich... Ale trzeba przyznać, że czasem z Pana wychodzi brutal - tak się odwdzięczać za pomoc... 
W końcu znalazł chyba, co tam chciał - na obrazku dwoje niedorosłych dwunogów, a mniejsze trzyma w ręku psa!
Spojrzałem chyba na Pana pytająco, bo opowiedział mi, co to za dwunożni - otóż to jest rodzeństwo: Mama naszego Pana ze swoim bratem. To Mama trzyma w ręku pieska, jak żywo przypominającego Muszkę, mamusię Bieluszki! To zdjęcie zrobiono w Lublinie, przy pomniku Unii Lubelskiej - dla mnie równie dobrze mogłoby pochodzić z okolic Lascaux... Ciekawe, ile pokoleń ich dzieliło? Nawet na wszystkich łapach moich, Chilusi i Bieluszki nie starczyłoby pazurów do odliczania - to coś równie odległego, jak wiek mojego przodka po mieczu, ulubionego kota faraona Echnatona!
Z obrazka jasno wynika, że wszyscy dwunożni w tej rodzinie byli od zarania dziejów przyjaźnie nastawieni do czterołapów. Cieszę się, że trafiłem do naszego Państwa! Idę, opowiem wszystko Bieluszce - może się ucieszy z odnalezienia praprzodka?