22 kwietnia 2019

Wielkanoc, dużydzień...

relaks za domem

Hau-hau! 
Witajcie, dwunożni!
Dziś szczekam do Was z daleka od naszej chaty - Pantata z Paniąmamą załadowali nas do auta, wraz z całym naręczem przepyszności słodkich i nie, przygotowanych przez Panią dla całej hordy dwunogich (Państwo na taki tłum mówią "rodzina") - i pojechaliśmy gdzieś, na koniec świata (tam byłam już ze dwa razy!) - do miejsca o obiecującej nazwie "Jeziórko". Bo to, uważacie, mają być jakieś tam rodzinne Święta! Jedzenie było faktycznie, odświętne - jakieś pachnące gnaty, skórki z kiełbasy i chrupki. Udało mi się też upolować kawałek jajka, które spadło ze stołu...
Okazało się, że teraz nie było dla mnie miejsca do kąpieli, bo to maleńkie jeziorko było prawie puste! No, ale za to dwunogi dziś rano polewały się wodą z butelek, sikawek i wiader i nawet im to sprawiało przyjemność (zwłaszcza gdy udało się oblać kogoś innego)... Mnie to wcale nie bawiło, więc przyglądałam się wespół z psiostrą Chili ze stosownej oddali, chociaż mimo wszystko zostałyśmy ochlapane, fuj! Wreszcie harce ustały, a Pantata wyszedł z nami na tyły domu, i tam wygrzewaliśmy swoje wilgotne ciała w promieniach słońca. Pantata chciał nam pyknąć kilka fotek, więc pokazałam, jak mi dobrze leżeć na tej trawce. I jak myślicie - ładnie leżę?