Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zastrzyk. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zastrzyk. Pokaż wszystkie posty

13 marca 2015

Kwity na Bolka

Wreszcie mam swój osobisty dokument! U dwunogich nazywa się toto dowód osobisty, i jest plastikową tabliczką. Ja mam książeczkę (ale nie oszczędnościową...), w której zapisane są wszystkie moje dane osobowe. Dodatkowo założyli mi teczkę, a w niej będę zbierał różne wpisy i wyniki badań... Dodatkowo dziś wbili mi w plecy sztylet z trucizną! To się nazywa u dwunogich "szczepienie" i ma mnie ustrzec przed niesamowicie groźną chorobą, rodzajem zdenerwowania... Taka to solidarność z dwunogimi - obiecują że będzie miło, a w cieniu czają się z zastrzykiem...
Na szczęście raczej nie będę cierpiał samotnie: Chili już jest przygotowywana do takiej samej procedury... A może nawet Bieluszka dołączy? Żeby bronić się przed nadmierną opiekuńczością dwunogich, gotów jestem za plecami Państwa założyć Związek Przestępczy...


05 marca 2015

Za zdrowie Pań!

Fela trochę chora...
To ja, Wasz Bolesław! Dziś poznałem słowo "choroba", i nie było to zawołanie: Cie, choroba!, wypowiadane wielokrotnie przez dwunoga podającego się za sołtysa we wsi Chlapkowice. Tak nieraz bywa - z nosa cieknie, głowa boli - to popularna dolegliwość wielu dwunogów. Nas, czteronożnych też nieraz dopada jakaś niemoc... Ostatnio Felicja troszkę osowiała, nie odpowiada na moje przyjacielskie zaczepki, tylko leży i popłakuje. Pan dzisiaj zawiózł ją na konsultację - po wstępnym badaniu doktór wbił jej w ciało igłę i napuścił jakiejś substancji, podobno na wzmocnienie. Ech, Fela powinna być po tym zabiegu silna, jak Zofia Pychowska
                                                                                                                             
Koko po zastrzyku...
A z kolei często wspominany pies Państwa, ta belgijska owczarczyca, czarna jak noc Koko - chorobę w sobie nosiła przez całe swe życie. I brała zastrzyki codziennie, przez prawie rok... Nawet trafiła na karty podręczników weterynarii i do przewodu habilitacyjnego jednego doktora - jako pierwszy pies, który przeżył. Ktokolwiek ją widział w domu Państwa albo na spacerze (z moich znajomych tylko Bieluszka wspomina, jak przez mgłę), nawet nie przypuszczał, że to osoba po tak ciężkich przejściach. Dopiero na starość uwidoczniły się jej niedomagania, wynik choroby...
Państwo bardzo się troszczą o Felicję i martwią jej chorobą - podsuwają jej pod nos różne smakołyki, trzymają z dala ode mnie (żeby wypoczywała nie niepokojona). Najbliższe dni pokażą, co będzie...

27 lutego 2015

Zwierz prehistoryczny czyli Koko nr 1

Koko i mój Pan
Podobno dawno, dawno temu, setki pokoleń kotów wstecz, gdy Pan sam był dwunogim szczeniakiem, miał pieska o imieniu Koko. Nie był to żaden psi hrabia i nie miał życiorysu upstrzonego medalami. Ot, po prostu, zwyczajny kundelek. Ale nasz Pan wspomina go często, bo to był jego pierwszy czworonóg... Razem się bawili, chodzili na spacery, uczyli się różnych pojęć i zachowań, razem spali nawet czasami. Pan był dla Koko całym światem, a Koko był  ulubieńcem Pana i całej Pańskiej rodziny...
Nie nacieszyli się sobą zbyt długo, nie zdążyli się sobie znudzić: pewnego dnia jakiś nieuważny kierowca potrącił Koko, przebiegającego ulicę w miejscu niewyznaczonym na przejście dla psów i ludzi. Weterynarz nie dał pieskowi szansy wyzdrowienia - obrażenia wewnętrzne były na tyle poważne, że Koko odszedł do psiego raju...  Babcia naszego Pana była tym faktem przybita, przeżywała bardzo... A za jakiś czas dziadek Pana doznał kontuzji - a babcia tą wiadomość zbagatelizowała zupełnie - wpadła do domu z okrzykiem: "Ale draka! Jasiek złamał rękę!"
Słyszałem że koty też nader często giną pod kołami samochodów - może trzeba zlikwidować te auta?