25 grudnia 2016

Święta bez Bolka

Zapóźniłam się w pisaniu, że uch! Ale z drugiej strony - kto to widział, by pies pisał pamiętniki? Oczywiście, zdarzają się wyjątki, a nawet słyszałam w pudełku zwanym radiem, że jeden dwónóg czytał pamiętniki Paska - to by znaczyło, że przedmioty także umieją przemawiać. Do mnie jeszcze bardziej od miseczki, przemawia zapach kiełbas albo kotletów - to jest naukowo udowodnione!
W domu nastał czas Bożonarodzeniowy - Pani i Pan sprzątali swoje legowisko, szykowali przeróżne pyszności. A potem zapakowali mnie w budkę, Bieluszce powiedzieli "Adieu!" i jak zwykle, pojechaliśmy obchodzić te narodzenie... W nocy, o północy, kiedy szykowałam się coś powiedzieć Państwu w ich narzeczu, poczułam Bolkową woń... Ale to było tylko mgnienie - zapach splątał się ze smażoną rybą. 

11 listopada 2016

Nadchodzi zima...

Podaj cegłę!
To ja, Chilusia, teraz do Was mam słów kilka! Już minęły dni ciepłe, spędzane na beztroskim obszczekiwaniu pojawiających się nieopodal dwunogów. Teraz Państwo wypuszczają nas na sikanko i zaraz przymykają drzwi do ich królestwa. Za to po podwórku uwijają się pobrudzeni zaprawą dwunożni - to z dnia na dzień coraz bardziej wznosi się odnowiony domek dla stalowego koteczka...
Aby szczeknąć i będzie znów wstrętny śnieg leżał na naszych ścieżeczkach... Ech, mówię wierszem, jak poeta jakiś znany, co napisał o jesieni...
Tęsknię wciąż za naszym Bolesławem, wspominam i czasami cichutko warknę: Bolku - dlaczego dałeś się złapać? Chciałeś być gwoździem programu, głównym daniem? To chyba źle pojęty kosmopolityzm...

25 października 2016

Dzień Kundelka

Hej, hej! A właściwie: hau, hau! 
Musiałam trochę się oswoić z komputerem - że Pan puka w jakieś takie równo poukładane kosteczki, i z tego wychodzą głosy zrozumiałe dla dwunogich... A, co tam! Niechby i dłutkiem rył albo wiązał supełki wzorem praprapraprzodków moich Państwa Meksykanów - najważniejsze, że dogadujemy się! 
pies - poliglota...
Dzisiaj mamy święto Bieluszki - bo dziś Dzień Kundelka! Z tej okazji nie gryzłam jej za nogę, kiedy wskoczyła zadziwiająco raźnie (jak na swój wiek) na Pańskie kolana. Zazwyczaj nie pozwalam jej na takie spoufalanie - Pan jest mój, i tylko mój! A od Pana dostała moja koleżanka sporą garść sucharków (chyłkiem trochę jej pomogłam wychrupać tą michę)... Wieczorem, kiedy Państwo pójdą spać do swojej górnej budki (nigdy tam jeszcze nie byłam, po schodach nie chadzam, to psu nie przystoi!), wybieram się na imprezę - do Bieluszkowej rezydencji pod kuchennym stołem. Mam nadzieję, że będzie się działo!

24 października 2016

Rewolucje na dwóch nogach

Oto ja, nowa redaktorka!
Państwo teraz stawiają na lwa!
Przyśnił mi się Bolek - opowiadał o jednym jego imienniku spośród dwunożnych. Że niby był on protagonistą rewolucyjnych przemian (ech ten Bolek - mówi nawet przez sen jakimś straszliwie zawiłym językiem!). Ale kiedy się rozejrzeć - to przewroty i rewolucje nawet o dwa rzuty kością kurczęcą się dzieją! Na podwórku, gdzie obie z Bieluszką chodzimy na kupkę, zaległy pryzmy jakichś kamieni, worków i żelastwa! Nie ma miejsca, żeby dyskretnie przykucnąć... To jest rewolucja garażowa - Państwo postanowili wyremontować budkę dla nowego auta - stalowego koteczka! To interesujące, że wciąż jakiś kotowaty jest tuż, tuż, na wyciągnięcie łapy!
Tylko z tą przebudową zagrody dla lwa słabo - do tej pory, gdy padał deszcz, chodziłam z Bieluszką do garażu, a zdarzało się nieraz nam bez ceregieli i skrępowania siknąć pod daszkiem również w dni suche! 
W psim pożywieniu także zmiana - Pan już zaprzestał rozpieszczać mnie zmielonym wołem... Co prawda z tego powodu nieco schudłam - to jest rewolucja kuchenna! Jakby tak poszukać, na pewno by zdybał jeszcze wiele odmian - chociażby taką, że Pani jest ciągle w domu. To jest najprzyjemniejsza ze zmian, Pan także podziela mój punkt widzenia!

01 października 2016

Game over?

Mówią, że kot ma siedem żyć, jak Pacman w komputerowej grze dla młodych dwunogów. A z kolei starożytni, wymarli dwunodzy uważali, że nawet powinienem mieć ich dziewięć... Cóż z tego? Choćbym miał sto wcieleń -  wszystkie już przegrałem - oj, nie trzeba mi było wypuszczać się tak daleko, lawirować pomiędzy samochodami w ruchu... Jak rasowy Polak, mądry kot po szkodzie!
W domu moich Państwa zostawiłem mnóstwo wspomnień i kilka kłaczków zza ucha.  A teraz obowiązki redaktorki naczelnej powierzam mojej przyjaciółce Chilusi - wiem, że sobie poradzi! Ja będę ją i Bieluszkę, a może nawet Państwa odwiedzał w snach, bo podzielam przekonanie dwunoga imieniem Horacy - wciąż żyję we wspomnieniach, a jest ich niemało!


14 września 2016

Cienki Bolek

No, można o mnie powiedzieć wszystko, oprócz tego, że jestem opasły, jak jeden mój dwunogi imiennik! Ale to nie jest z powodu, że mnie Państwo głodzą - wręcz przeciwnie: od kiedy zasmakowałem w luksusie saszetek z sosem - dostaję rankiem i wieczorem solidną porcję mięsiwa! I jeszcze przed snem mogę sobie podeżreć suchego - i ciągle jestem szczupły! Inna rzecz, że wciąż się gimnastykuję - w nieustannej pogoni za ptaszkami wchodzę na drzewa i z nich zeskakuję... O, aż mi się zrymowało! I w dodatku nikt mi nie narzuca takiej postawy - sam tak o siebie dbam! Cóż, muszę o siebie dbać - przecież niebawem skończę dwa lata, a to poważny wiek!


29 sierpnia 2016

Kocie naczynia

prezent dla Pani
Ta moja Pani to jest kochana! Od czasu, kiedy zasmakowałem w niesuchych potrawach, prawie zawsze mam rano i wieczorem miseczkę przepysznego czegoś w sosie albo galaretce... Czekam grzecznie na swoje pięć minut, ale w duchu drżę z niecierpliwości, kiedy w końcu stoliczek się nakryje... Dania trochę różnią się smakiem, ale generalnie - wciąż otrzymuję potrawy najwyższej jakości! I jak tu nie kochać takiej Pani? To uczucie podzielają także i inne dwunogi - na przykład od jednej Dorotki, wielbicielki moich słów - Pani otrzymała kubek z podstawką z kocim wzorkiem - będzie pijała zapewne z niego herbatę! Wszystkim nam: cztero- i dwułapom ten fant się podobał! To nie jest przykład odosobniony - Pani często dostaje od swoich koleżanek, a czasem też od Pana przeróżne rzeczy! Niektóre z nich, a nawet większość - nie nadają się dla mnie - no cóż, ja mam jakby nie było, cztery łapy i trochę inny gust...

21 sierpnia 2016

Idzie jesień...

Leżę sobie na daszku, wygrzewam się na słońcu i patrzę, jak do opuszczonego domu obok sprowadzają się myszy - to już widomy znak, że idzie jesień! Przychodzą samotnie lub grupkami, możliwe że pochodzą z różnych klanów... Na razie nie pokazuję się im, żeby się nie zniechęciły - niech się rozsiądą i zadomowią. Dopiero wtedy pokażę im, gdzie raki zimują! Ech, będę miał na kogo polować w nudne i ponure dni zimy!
Wszystkie będą moje!
 Dwunodzy także przygotowują się do jesieni, robią zapasy - w słojach już mieszkają ogórki i owoce, Pan i Pani tęsknie spoglądają na winogrona... Te grona Państwo uwielbiają - najlepsze podobno są takie czarne, aż ciemnogranatowe, dojrzałe... Ale na razie są czerwonawe - więc jeszcze zielone... 

13 sierpnia 2016

Kot pocztowy

 To ja, Bolesław - znowu coś mam do wymiauczenia! Bo Pan się ze mnie naśmiewa! Mówi że jestem pocztowy - a co ja mam wspólnego z listonoszem? Tylko imię... A w dodatku sam mnie sprowokował - postawił na tarasowej ławce pudełko z kopertami. Koperty są żółte i puste, listów w nich nigdy nie było - zostały Panu z dawnych czasów pracy. Kiedy słoneczko nagrzeje pudełko, kładę się tam i czuję, jakbym się unosił w przestworzach - takie kocie złudzenie... Więc poleguję tam z rozkoszą - bo co mam innego do roboty? 
Państwo to co innego - Pani pracuje w biurze, a ostatnio i Pan także! Tylko że Pan to mniej umysłowo - jak wraca z tej swojej pracy, to przeważnie jest ochlapany zaprawą i farbą - może Pan buduje domki dla ptaków?

30 lipca 2016

Wspinaczki kontrolowane

przed szczytem...
Witajcie, pośrodku lata! Nocne powietrze jest bardziej niż ciepłe, a ja, wzorem mego imiennika - alpinisty, trenuję przemieszczanie się w pionie!
Bo moi Państwo śpią przy otwartym oknie - a ja przywykłem do wypróżnień pod krzakami... I jak tu pogodzić komfort snu z innymi wygodami? Potrzeba zmusiła mnie do uprawiania nocnych wspinaczek - wychodzę normalnie (skaczę na oślep w ciemność ogrodu), a wracam wspinając się po drewnianych elementach tarasu... Pan mi tylko troszeczkę pomógł, ustawiwszy podest z deseczek. Więc jak rasowi himalaiści, przed osiągnięciem płaszczyzny szczytu mam punkt wypoczynkowy, nazywany w slangu dwunogich bazą. Żeby być sprawiedliwym, z tej bazy korzystam czasem też w środku dnia - z góry widać wszystko o wiele lepiej... 

22 lipca 2016

Zęby pod ochroną

O, demokracja nie jest dla kotów! Ja się tu staram, Państwa miziam, świecę przykładem posłuszeństwa - a w zamian co: czasem jakaś saszetka, dwa głaski! A psy - proszę bardzo, mają socjal jak w Ameryce! Może to wskutek tych samych przemian, dzięki którym nawet dwunogi listopodawca daje im coś za nic... 
zmywaki...
Bo dzisiaj Pan przyniósł list, adresowany do nich, a wysłany przez jakiegoś Pala o śmiesznym nazwisku Pedigree (kojarzy mi się nie wiem czemu, z pedicuree...). I w tym liście dostały takie czyścidła do zębów, o smaku gulaszu wołowo-drobiowego. Bieluszka od razu swoją pałeczkę zakopała na potem - pewnie umyje sobie kły przed spaniem. A Chilusia po swojemu - zamknęła się w najdalszym kącie budki i natychmiast przystąpiła do szorowania uzębienia... 
Trzeba przyznać, że Pal przysłał trzy patyczki, więc być może coś tam kumał, że w stadzie naszych Państwa jest nas troje czterołapów? Ale nie takich samych! Mam swój koci honor - nie będę mył zębów psią szczoteczką! To prawie tak samo, jakbym czyścił buty pastą rybną...

16 lipca 2016

Poznacie po owocach...

ukochane jadło Chili
Oto znów ja - Bolesław, niestrudzony grafoman internetowy! Mam ból głowy, tyle tematów wokół - od którego zacząć? Może od owoców - podobno ten czas teraz dwunogi nazywają latem, a czasem "sezonem ogórkowym"... Z tymi ogórkami to akurat prawda, bo moi Państwo wciąż pchają takie zielone balaski do słoja, zalewają jakąś miksturą, a potem wyjmują po jednym albo dwóch i jedzą. To nosi nazwę "małosolny" - a czy widział ktoś dużosolnego? Podobno Pan raz zrobił taki przetwór na zimę, co pochłonął wszystką sól domową - wbrew Pani wskazówkom... 
Ja nie jestem owocożercą - wystarczą mi moje sucharki i saszetki (och, motyla noga, tak - pokochałem saszetkowe dania!). A Chili to może jeść wszystko, jak leci! Uwielbia śliwki, jabłka, pomidory, czereśnie, winogrona (winogron jej absolutnie nie wolno, ale zjadłaby każdą ilość), arbuzy, melony, awokado, kaki, kapustę, paprykę i jeszcze milion innych, nieznanych mi z nazwy płodów rolnych. Nauczyła także Bieluszkę - teraz wespół wsuwają czereśnie, jabłka i śliwki, złasowane od Pana! A ponieważ chwilami jest gorąco, to i lodem nie pogardzą, a nawet sorbetem lub mrożoną kawą, fuj!!! 

08 lipca 2016

Dieta dla niezdrowego

chcę więcej pyszności!
Wasz konfident Bolek się melduje, znowu Was będę zasypywał wieściami z życia naszego stada!
Dzisiaj opowiem o pysznościach, które nasza kochana Pani podaje Panu - głównie o galarecie z dużą ilością mięska, drżącej jak osika albo przestraszona mysz, pachnącej narkotycznie i zimnej jak nogi martwego kota Eskimosa... Bo owo danie jest podobno wręcz niezbędne do prawidłowego wyleczenia uszkodzeń kości i stawów! 
Dlatego nasz Pan, poszkodowany w wypadku, obżerał się tym specjałem, wygotowywanym ze świńskich kończyn... 
A ja, kiedym doznał kontuzji łapy - również otrzymałem porcję takiej śliskiej potrawy. Och, pachniała mi potem noga - nie, nie potem, tylko jedzeniem... Ta potrawka dla mnie mieszka w takiej torebce - po przełożeniu do miski pochłaniam ją błyskawicznie! Motyla noga! Szkoda, że goi mi się moja rana, już chodzę zwyczajnie, na czterech - bo i kończy się zapas galaretowatych saszetek... Powiem Wam w tajemnicy - za takie wspaniałe żarcie dałbym sobie połamać wszystko, łącznie z ogonem! 

01 lipca 2016

Dzień Psa

Bunia po kąpieli
Emma
Witajcie! 
To znowu ja donoszę, kot Bolesław, tajny korespondent z Lublina! Dzisiaj niewiele będzie mówione o mnie, bo dzisiaj wielkie święto - dziś przypada Dzień Psa! Raniutko już złożyłem życzenia Bieluszce i Chili. Wprawdzie nie widziałem przygotowań, ale obie zapowiedziały wieczorem balangę - oj, będzie się działo! A przed południem leżeliśmy we troje na tarasie i psy wspominały dawniejsze czasy u Państwa. Najwięcej do powiedzenia miała właśnie Bieluszka, która pamiętała jeszcze superpsicę Koko... Wspominała także swą mamusię Muszkę, która gryzła
Koko za młodu
wszystkich dookoła, łącznie z księdzem, co przyszedł do Państwa z duszpasterską wizytą (robiła to obojętnie i w milczeniu) oraz swe starsze rodzeństwo, które pastwiło się nad obuwiem Pani, zanim nie poszło do nowych domów... Obie
Mucha w trawie
psinki także mówiły o yorczyczce spod Warszawy o imieniu Bunia, która zamieszkała z Państwem na starość, cichutkiej i łagodnej. Chili wspominała swoje dzieciństwo w wielkim domu pod Warszawą (po sąsiedzku z pierwszym Państwem Buni), w otoczeniu młodych jak ona dwunogów: Klaudii, Janka i Gabrysi. Razem z Chilusią mieszkała tam druga chihuahua - Emma, całkiem inna! Oczywiście były też słowa o moich poprzednikach - kotach i kociczkach. Bo Felicja, w skrócie Felka, była drugą dziewczyną (pierwszą była ruda brudaska o imieniu Boruch) w stadzie naszego Państwa! Zapach Felicji to jeszcze pamiętam.
higiena Felki
Te pozostałe czterołapy żyją tylko we wspomnieniach - przywoływane także przez Państwa, jako niedościgły wzór (cnoty lub chuligaństwa). Ale kiedy one były młode, też pewnie były przyrównywane do starszych... Ja to już osiągnąłem ten stan, że jestem za młodu traktowany jak stary - taki jestem dobrze wychowany, wzorowy wręcz kot. A ponieważ jestem także skromny, tylko Wam mówię o tym...

29 czerwca 2016

Ranny kot poranny

rana podobna do mojej...
Już nieraz mówiłem, że sprawiedliwość chodzi zupełnie innymi ścieżkami, niż my, koty! Bo dwunogi to nawet w nocy do swojej porcelanowej kuwety idą w kapciach! A kto tam widział kota w obuwiu - oprócz tego z wizji pana Perraulta, chyba nikt... I właśnie skradałem się boso, po całonocnej lumpce z kolegami pochodzenia romskiego, gdy nagle sterczący z ziemi kawałek szkła podstępnie wbił mi się w prawą łapę! Ech, gdybym przewidział, że wokół dużego domostwa dwunogów jest tyle kaleczącego śmiecia, udałbym się do kociego szewca...
Oczywiście, nie dało się ukryć mojej rany - w domu moich Państwa porobiłem krwawe ślady, nawet na ich legowisku. Ci nasi Państwo muszą być chyba święci - każdy inny dwunóg za tak rozległe zanieczyszczenia dałby mi takiego kopa, że chybabym w powietrzu umarł z głodu - bynajmniej tak mi opowiadali koledzy, co różnym Panom służyli! Bo kiedy się spotkam z kolegami i koleżankami kotami, to wzorem dwunogich plotkarzy opowiadamy sobie różne historie. Moja kochana Pani od razu mi dała saszetkę z energetycznym żarełkiem, natomiast Pan nawet zabrał mnie do doktora, choć sam ma problemy ze swoimi odnóżami... 
Ech, jakoś się zagoi ta rana, com ją posiadł z rana...

14 czerwca 2016

Słowo o Bezimiennym

taki jestem w pracy...
Czasem kiedy tak sobie leżę, mam przymrużone, niby zaspane oczęta, ale ucha nadstawiam pilnie, jak mój imiennik z Wybrzeża - po prostu, pracuję! Tyle, że nie noszę tych wieści dalej, do jakiejś zbiorowości ani wręcz biura
Zwyczajnie - dobrze jest, gdy wie się! 
Raz podsłuchałem w ten sposób rozmowę Państwa z Anią i Krzysiem, podczas gry w scrabble - wynikało z niej, że ich bezimienny kot odszedł. Cholerka - gdzie mógł sobie pójść, skoro na Krzysiowym balkonie miał wszystko, czego kocia dusza zapragnie? Czy uciekł od tego dobrobytu i stał się kocim pustelnikiem? A może go porwali jacyś Azjaci i zjedli? Tyle przeróżnych myśli przelatywało przez mą małą kocią główkę! Choćbym myślał jeszcze sto dni, nic nie wymyślę... Zapytam kolegów, kiedyś nocą: "Quo vadis, nostrum feles?" O, i przy okazji błysnę intelektem i znajomością języka!

01 czerwca 2016

Nogi naszego Pana

na każdą okazję?
Nasz Pan, po powrocie ze szpitala, kiedy chodzi, oprócz swoich nóg używa dwóch dodatkowych! Ba, ma co najmniej trzy zestawy dodatkowych nóg - dwa metalowe i jeden drewniany! Cóż, może mądrości życiowej nabrał, bo przecież my mamy cztery od urodzenia i tylko wtedy stoimy stabilnie... A nie od dziś wiadomo, że zwierzęta które muszą chodzić na dwóch nogach to tylko artyści cyrkowi, z jednej strony popędzani batem, a z drugiej zanęcani smakołykiem odległym...
Niemniej - trochę się boję tych dodatkowych Pańskich kończyn - tylko patrzeć, jak będzie za mną chodził po dachu, wskoczy na drzewo, a może nawet zapoluje na ptaszka? I psy także nie są zadowolone, gdy Pan człapie, podzwaniając metalowo... A co będzie, kiedy zechce używać naraz wszystkich? Znów będzie ponad nami górą, ośmiokopytnik jeden!

30 maja 2016

Przypadek trzeciego Siuksa

Pan, kryjąc swe zmartwienie pod maską dowcipu orzekł, że wstąpiłem do szczepu bolesnych, Kolorowych Stóp! A wszystko za sprawą trochę nieudanej sobotniej imprezy... Dokładnie nie pamiętam, ale się działo! - dwunogi szaleli: grali głośno swoją muzykę, co we wrażliwych kocich uszach brzmi jak "Umpa-Umpa", krzyczeli (podobno z radości), wreszcie strzelali z tekturowych rurek iskrami i pospolitym hałasem... I cholerka, za blisko jednej takiej strzelającej rury się znalazłem - straciłem słuch! W tym momencie, mimo iż jestem koneserem kociej muzyki, nie odróżniłbym symfonii Schaeffera od kompozycji chóralnej mego imiennika Ociasa!
nasz szczep
Wiałem stamtąd na skróty, przez jakieś krzaczory, doły i budowę niedokończoną - tam doznałem kontuzji swej tylnej prawej stopy... Trochę na oślep dotarłem do zacisza domu naszego - od razu położyłem się spać. Państwo rano zauważyli, że jestem niezdrów i trochę kuleję. Żeby nie słuchać Państwa moralitetów wymknąłem się w gąszcz krzaczków po sąsiedzku - tam spędziłem cały dzień. Nadal bolały mnie uszy - bardziej niż stopa... Dopiero dzień trzeci przyniósł trochę ukojenia - Pani głaskała mnie i przemawiała czule, dopóki nie zamruczałem. Pan zasięgnął porady medyka - doktorka powiedziała, że uleczy mnie spokój. Więc staram się spać - jestem spokojny... Obie psinki nie dokuczają mi - ech, będzie dobrze!
Do tego samego szczepu dwa dni wcześniej wstąpił przyjaciel Państwa, niejaki Konrad. On z kolei gonił autobus i skręcił nogę. Ale jego stopa była bardziej czerwona... A pierwszy, wiele lat temu był nasz Pan! Spadł z rusztowania - pękła mu pięta. On z kolei miał stopę bielutką, gipsową. Potem mu się tylko przykurzyła...     

19 maja 2016

Gołąb niepokoju

potrawka...
Nie ma sprawiedliwości dla kotów, już dawno mówiłem! Jeszcze jak Pan leżał w szpitalu, a Pani, opiekuńcza i zmartwiona Pana niemocą, podsłuchałem jej rozmowę z którąś z koleżanek, bodajże z Bożenką - Pani omawiała kwestię sporządzenia zupy z ptaka zwanego kurą. Podobno nie ma jak rosół, dla każdego pacjenta, obojętnie na co by nie chorował... 
Więc jak tylko Pan wrócił do domu, postanowiłem się przysłużyć. Nie wiem, jak wygląda kura - żadna chyba nie przefruwała nad naszym podwórkiem... Ale zapamiętałem, że Państwo jadają gołąbki! Ech, cudownie, tych tu pod dostatkiem! Od razu rano złapałem jednego, bez nijakiego trudu. Właśnie niosłem go do swojego legowiska, żeby w czasie obiadowym podać Pani, gdy Pan mnie nakrył... I choć sam nieruchawy, zagipsowany - posłał w me tropy akurat przebywającą siostrę swą...
Zabrali mi moją zdobycz! I jeszcze nasłuchałem się, aż mi uszy spuchły ze wstydu - a tak bardzo chciałem dobrze... Nie ma sprawiedliwości dla kotów!

10 maja 2016

Wypadek mojego Pana

badanie
Hej! Myśleliście pewnie, że jako nie odzywam się dni kilkanaście, to wzorem innych kotów biegających po okolicy, już jestem zabity, rozjeżdżony, płaski? Nieprawda! Ja bardzo uważam na auta, mimo że zdarza mi się czasem przebiec przez jezdnię - jezdnia to śliski, niebezpieczny grunt... Widziałem raz, jak dwunodzy oglądali jakiegoś mojego krewniaka, a potem został w tym miejscu - śnił mi się potem...
To całe moje milczenie było z powodu paskudnego wypadku mojego Pana - chociaż ja do niego przemawiałem wciąż czule, on nie miał możliwości i siły tłumaczyć w locie i zapisywać... Bo mój Pan został ofiarą wypadku na własne życzenie - podczas przejażdżki swym ulubionym skuterem zapoznał się z twardością asfaltu w naszym mieście. Wpadł w poślizg przy awaryjnym hamowaniu i zaliczył ślizg na lewym boku... 
Po stwierdzeniu odniesionych szkód (maszynowo przejrzeli Pańskie ciało na wylot), Pan wstępnie został zagipsowany. Widziałem - miał na nodze twardą, jak z betonu rurę od kostki aż do połowy uda! Nasza Pani była w szoku, zmartwiona bardzo... Następnie Pan trafił do szpitala, gdzie wstawiono mu w nogę kawałek żelaza, Pani odwiedzała go codzień - zaraz po pracy pędziła do Pana, sprawdzała postępy rekonwelescencji, a potem przynosiła ze sobą zapach opatrunków i szpitalnej kuchni. Tak było przez ponad dwa tygodnie. W tym czasie wszyscy: nasza Pani, zaprzyjaźnieni dwunodzy, ja i moje koleżanki czterołapki bardzo przeżywaliśmy nieobecność i cierpienia naszego Pana. Ale za to jaka nas ogarnęła radość, gdy w końcu wrócił! Bo nasi Państwo najlepiej czują się razem - ba, żyć bez siebie nie mogą! My także uwielbiamy, kiedy są wszyscy...

15 kwietnia 2016

Świecę przykładem

Parę dni temu zdarzyło mi się być wzorcem i eksponatem w jednym! Bożenka, ta przyjaciółka moich Państwa, przyprowadziła ze sobą jedną taką dwunogą Dorotkę. A ona z kolei (wyniuchałem to natychmiast) wraz ze swoim mężem ma kota na punkcie własnego kota! Z rozmowy dwunogów wynikało, że ten mój nieznajomy kuzyn mieszka ze swoimi dwunogimi w budowli wielopiętrowej i wielorodzinnej i niestety, wychodzi na pilnie strzeżone spacery w uprzęży i w dodatku zniewolony smyczą! Więc wcale mu się nie dziwię, że po powrocie do celi czasem wyładuje swe emocje kocim sposobem, obok bardaszki
wzory kotów

Mi nie w głowie takie zachowanie - spaliłbym się ze wstydu, a i Pan (na codzień łagodny) chyba by mi wlał! Podobno to wskutek pewnego zabiegu, który zaaplikowano mi w młodości (tak uważają dwunogi) - a ja wiem, że nie żadne zabiegi - po prostu, jak każdy arystokrata jestem nadzwyczaj dobrze wychowany, i wszystko na ten temat!

31 marca 2016

Zapracowany Bolesław

Jestem w pracy!
Oto ja, Wasz Bolesław! Minął już słodki okres dzieciństwa, gdym był rozkosznym kocurkiem... Mam już swoje lata -  dokładnie całe półtora roku... Ale też nie jestem jeszcze stary - no po prostu kot w kwiecie wieku! I podobnie jak całe hordy dwunogów, mam swoje obowiązki, ba, podobno to się nazywa "praca"! Muszę opowiedzieć dokładniej: posiadam wiele umiejętności - wspaniale potrafię spać całymi dniami, wiem jak zdenerwować Bieluszkę, a nawet umiem wejść na drzewo i z niego powrócić... I najważniejsza moja umiejętność - ze wszystkich sił pomagam mojej kochanej Pani!
Bo w niektóre dni rano, gdy Pani mnie wypuści na ponocne siku, szybciutko wracam i kładę się na komodzie w kuchni, i czekam... Gdy tylko Pani zawoła mojego Pana po imieniu, pędzę po schodach co koń wyskoczy, wskakuję na łóżko i miziam go zapamiętale! I nie ma siły, musi się obudzić! I wstaje Pan z łóżka (chociaż niechętnie), a ja idę, coś przekąszę, i kładę się znowu - napracowałem się setnie! Państwo wprawdzie nie płacą mi za tą moją robotę, ale opowiadają o mnie i wychwalają me zalety wobec innych dwunogów, nawet stawiają za przykład! Opowiem o tym niebawem...

22 marca 2016

Bolesław anarchistą?

To ja, przed lądowaniem!
Marzec już ma się ku końcowi, a we mnie jakiś diabeł wstąpił! Błąkałem się między samochodami, choć nie mam prawa jazdy, aż Państwo drętwieli ze zgrozy, a teraz znów udaję linoskoczka! Balansuję nad przepaścią stojąc na jednej łapie na siatce ogrodzenia, jakbym trenował przed skokiem na bungee z mostu... A wczoraj, to znów byłem na blaszanym dachu po sąsiedzku, ale nie był on gorący, i nie było tam koleżanki z następnego domu... Powiem szczerze, że był zimny i śliski, chyba niemniej niż ulubione miejsce treningów mojego imiennika, Węgrzynkiewicza! Ale co tam - niechby mi łapy skostniały - muszę jakoś zaznaczyć tereny wokół! Wiem, że jestem kotem niegrzecznym, i ubolewam nad tym - jakbym był w dwóch osobach! Dobrze, że Państwo za moje wybryki mnie nie dyscyplinują... Zobaczymy w kwietniu, czy się ustatkuję? Tych kilka dni jakoś muszę przeżyć...

17 marca 2016

Bolesław - parkingowy

wulkanizator?
Oooo! Nie ma sprawiedliwości dla kotów w świecie dwunogich! Jak Pan bierze Chili, nakłada jej szytą na miarę uprząż i idą gdzieś sobie na pół dnia, to jest dobrze. A Chili wcale nie przepada za tym krawatem! Ale po przechadzce jest rozkosznie zmęczona (tak sama o sobie mówi), wchodzi do budki i zaraz zasypia. Ja też lubię spać - więc żeby przeżyć coraz to piękniejszy sen, od czasu do czasu chodzę sobie na samotny spacerek. Wieczorem nikt mnie nie kontroluje, gdzie tam sobie idę. A wczoraj zachciało mi się wyjść w południe! Pech chciał, że Pan i Dominika mieli przydomową sesję prac ziemno-porządkowych, kiedy poszedłem sprawdzić, co nowego na parkingu. Od razu zaczęli na mnie wołać, kiwać, a Pan nawet próbował mnie złapać! Mam nadzieję, że żaden z moich kolegów tego nie widział - taki kwas! Umknąłem szybko pod jakieś auto - przecież przyjdę, tylko sprawdzę, co pachnie w świecie? Skąd mam czerpać wiedzę? Nie będę czytał gazet, raczej...
Wieczorem Pani przemawiała do mnie czule, żebym nie chodził po jezdni, bo zginę... E tam, dam radę! Te maszyny na gumianych nogach przeważnie stoją. A te, które pędzą - omijam z daleka! 

07 marca 2016

Chili z wizytą u Bolka

Tak by można było jednym zdaniem skwitować ten niedzielny wypad... Ale początkowo myślałem, że Państwo już zaczęli sezon działkowy - naszykowali się do drogi, i zabrali ze sobą Chilusię. Tyle, że wrócili wcześniej, niż zazwyczaj. Skręcało mnie z ciekawości, więc nagabywałem Chili, by uchyliła rąbka... Moja koleżanka, gdy odpoczęła nieco, opowiedziała mi wszystko po kolei. Więc powtarzam wiernie jej słowa:
Chili i Bolesław
"Pojechałam samochodem z Państwem (na kolanach mojej kochanej Pani) gdzieś, gdzie nigdy w życiu nie byłam. Początkowo Pan niósł mnie, swój kruchy skarb, na rękach - wzdłuż straganów z gipsowymi psami, drewnianymi armatkami, zegarkami w kształcie pudełek, szablami i jeszcze milionem innych nieprzydatnych nikomu szpargałów - dwunogi jednakowoż wyrażały zachwyt, a niektóre nawet nabywały te bibeloty... Potem już szłam na własnych nóżkach - ach, ile tam zapachów było po drodze! Różne psy co krok pozostawiały esemesy - nosem zczytywałam je po kolei...
Weszliśmy do takiego miejsca z trawnikami, słupkami co krok, drzewami i kamieniami, zwanego w slangu dwunogich parkiem - wąchania w nim na wiele godzin! I podeszliśmy do ławki, na której siedział dwunóg metalowy - według słów Pana, to był imiennik Bolka, Polak chociaż Prus... Trochę się go bałam i za skarby świata z kości nie usiadłabym mu na kolanach, wolałam być bliżej Pani - Pan  z kolei nie mógł oprzeć się, by nam nie cyknąć portretu...
Potem poszliśmy dalej, gdzie było nieprzebrane stado dwunogich istot, nazywanych kaczkami. Młode dwunogi rzucały im jakieś jedzenie - powąchałam to z nadzieją, że i ja coś łyknę, ale było niejadalne! Na szczęście Pan zabrał ze sobą moją codzienną kulkę - och, było rozkoszne to śniadanie na trawie... W międzyczasie spotkałam jeszcze kilka różnych psów (i suczek), ale z żadnym nie pogadaliśmy. Po okrążeniu stawu czy basenu z kaczkami, razem z Państwem przysiedliśmy na innej ławce. Między kaczkami uwijały się czarniawe ptaki, które znam z podwórka - były to kawki. A jeszcze potem wróciliśmy do auta i Pan przywiózł Panią i mnie do domu. W gwarze dwunogich taka wyprawa nazywa się przejażdżką - chyba polubię takie wyprawy, jeśli na każdej z nich będę mogła zjeść swoją porcję wołu..." - zakończyła swoje opowiadanie i zachrapała.
Ech, zazdroszczę trochę tej Chili - mnie nikt nie proponował nigdy przechadzki z Państwem wśród drzew i ptaków... Ale za to chodzę sobie, kiedy chcę na samotne spacery, czasem sikam bez ceregieli pod jakimś krzakiem, czasem wskoczę sobie na drzewo, przegonię jakąś kawkę... Jestem kotem wolnym i bardzo to sobie cenię, mierzi mnie chodzenie na krótkiej smyczy!
  

29 lutego 2016

Niecodzienny dzień

Okazuje się, że nie tylko koty mają urodziny - dwunogi również! W naszym domku właśnie takie było święto. Pani na tą okoliczność upiekła ciasto, dziwny twór z mąki i owoców, co pół dnia mieszkał w misce i podobno rósł... Jakieś hyże to ciasto, ja rosłem ponad rok, a ono tylko kilka godzin? Ale najważniejsze było dziś - dzień, co zdarza się raz na cztery lata, podobno. Mówię: "podobno", ponieważ cztery lata to dla mnie pojęcie abstrakcyjne jak obrazy mojego imiennika Polnara. A ten ważny dla kalendarza dzień wcale  nie wyglądał szczególnie - żadnych akademii, salw armatnich ani bicia w dzwony - trochę może bardziej deszczowy... 

16 lutego 2016

Między Walentynką a Dniem Kota

Był Dzień Zakochanych, święto przyniesione zza oceanu. Dwunogi nazywają toto Walentynką, choć jak zwykle u nich, wcale nie tłumaczą, czemu? A zaraz po tym święcie nastał mój dzień - Dzień Kota! Tu przynajmniej wiadomo - świat bez nas byłby tak samo niepełny, jak bez murkwi
U moich Państwa żadne z tych świąt nie przebiegało jakoś burzliwie: nie było sypialni zasłanej płatkami róż ani miseczki przyozdobionej serduszkami, pozostałymi po poprzednim święcie. Ale już żyję tak długo (ponad rok!), że wiem to i owo. Po pierwsze - Państwo się kochają kameralnie, bez powiadamiania świata. Po drugie - kochają także mnie, inaczej kazaliby mi iść precz, wywieźli do lasu, uwiązali za nogę do drzewa albo utopili... Po trzecie - kochają też moje przyrodnie siostry - czterołapki, Chilusię i Bieluszkę, a nawet i inne, odleglejsze stwory. Cóż mi pozostaje? Także tych moich właścicieli i pobratymców kocham! I dobrze mi, Bolkowi!

13 lutego 2016

Grubas Bolesław

To nie ja, never!
Pan mnie zważył (brutalnie wziął pod pachę, stając na wadze) i okazało się, że mam w sumie 3 kilo i 33 deko - trochę w tym waży obróżka i dzwonek, więc pewnie sam mam 3,30... Ach, gdzie te czasy, kiedym chuchrem był mniej niż kilowym - Pan mną ocierał pot z czoła niczym szmatką... Jak mawiał jeden młody piłkarz z rodziny Państwa, kiedy przytył dwa kilo - wreszcie jestem grubasem! Żeby było sprawiedliwie, Pan tak samo zmierzył tuszę Chili - ale jaja, ona waży tyle samo! Państwo się tym bardzo zmartwili - pieseczek nie może być taki opasły... Bo Chilusia wygląda, jakby wciąż była najedzona - nie lubi wychodzić na spacery, woli drzemać wciąż w swojej budce z różową kokardą. Ale Pani zapowiedziała zmiany - codzienna przebieżka wokół komina ma być obowiązkiem... Zobaczymy, jak sporty wpłyną na posturę Chilusi? Ja tam biegam gdzie mogę, wspinam się na drzewa i zeskakuję z nich, uprawiam przełaje. Tylko pływać nie próbowałem - ten element wieloboju nie jest dla kota! 

05 lutego 2016

Żywa podwoda

No i Pan górą!
Kiedy wraz z Panem oglądałem te papierki, nazywane zdjęciami, w oczy rzucił mi się obrazek wionący grozą! Otóż Pan siedział okrakiem na czterołapie! Potem dowiedziałem się, że ten nasz kuzyn nazywa się koń, i że dwunogi z lubością przemieszczają się na nim... Podobno nawet był taki czas, że nie było skuterów, rowerów ani aut - i tylko koniem można było się oddalić hyżo...
Mój sławny imiennik w świecie dwunożnych (jeden z wielu) był znanym miłośnikiem i użytkownikiem koni w czasach, gdy już zaczynały panoszyć się samochody. A pozostali? Czy to Rudy, czy Pobożny, czy nawet ten Chrobry - Bolkowie ze średniowiecza poruszali się tylko na koniach - no chyba że szli spać, albo do kuwety - wtedy piechotą...
Dobrze, że matka Natura stworzyła mnie kotem - chyba bym się zapłakał, gdybym musiał dźwigać na sobie jakiegoś grubasa, skakać przez płotki i gonić co sił - ciekawe, czy zobaczę kiedyś żywego takiego osobnika? 

01 lutego 2016

Paleolityczna fotografia

Rodzina mojego Pana
Pan dziś przewracał z czułością jakieś papierki, które po jednej stronie miały obrazki. Dwunogi podobno nazywają toto zdjęciami. Co za głupie stwierdzenie - przecież na tych papierkach nie widać, co zostało zdjęte! Pomagałem mu przekładać te "zdjęcia" tak zapalczywie, aż dostałem klapsa! I jeszcze coś tam na mnie narzekał - ech, słowa jego są jak brzęczenie much w uszach moich... Ale trzeba przyznać, że czasem z Pana wychodzi brutal - tak się odwdzięczać za pomoc... 
W końcu znalazł chyba, co tam chciał - na obrazku dwoje niedorosłych dwunogów, a mniejsze trzyma w ręku psa!
Spojrzałem chyba na Pana pytająco, bo opowiedział mi, co to za dwunożni - otóż to jest rodzeństwo: Mama naszego Pana ze swoim bratem. To Mama trzyma w ręku pieska, jak żywo przypominającego Muszkę, mamusię Bieluszki! To zdjęcie zrobiono w Lublinie, przy pomniku Unii Lubelskiej - dla mnie równie dobrze mogłoby pochodzić z okolic Lascaux... Ciekawe, ile pokoleń ich dzieliło? Nawet na wszystkich łapach moich, Chilusi i Bieluszki nie starczyłoby pazurów do odliczania - to coś równie odległego, jak wiek mojego przodka po mieczu, ulubionego kota faraona Echnatona!
Z obrazka jasno wynika, że wszyscy dwunożni w tej rodzinie byli od zarania dziejów przyjaźnie nastawieni do czterołapów. Cieszę się, że trafiłem do naszego Państwa! Idę, opowiem wszystko Bieluszce - może się ucieszy z odnalezienia praprzodka?

30 stycznia 2016

My, imigranci

Chili
Bolek
Wszyscy dwunodzy teraz mają na ustach temat przybyszów - w pudełku zwanym radiem i w tablicy nazywanej telewizorem trwają relacje i rozmowy. Więc ja, kot światły, muszę do ogólnokrajowej dyskusji dodać głos, że oboje z Chilusią też jesteśmy poniekąd elementem napływowym, a więc imigrantami... W dodatku Państwo są biali,  a my oboje jesteśmy czarni. Ja jestem sybirak, a Chili meksykanka. A nasi Państwo traktują nas na równi z autochtonem Bieluchem - znaczy, są tolerancyjni...

Najczęściej ta równość dotyka nas przy wychodzeniu na podwórko - idziemy solidarnie, aby gdzieś pod krzakiem siknąć sobie, już każde osobno. No i przy jedzeniu - dostajemy od Państwa przeróżne smaczne kąski - dla każdego coś miłego... Inne widome oznaki miłości Państwa do nas to: głaskanie, chwalenie, mizianie i podrapywanie.
Staramy się odwdzięczyć za to, jak każde umie - na przykład ja zawsze wracając do domu miauknę "dziękuję za otwarcie drzwi!". A Chili i Bieluszka w ramach wdzięczności za przytulanko - pilnują, żeby oznajmić szczekaniem, że ktoś zbliża się do furtki albo przemyka się przy płocie - tak, na wszelki wypadek...

25 stycznia 2016

Niechciany posiłek

śniadanie na trawie
Przyniosłem wczoraj Państwu coś na zęba!
Widziałem, jak rano Pan szykował sobie danie z surowego mięska (mówią że to Tatar - czyżby kanibale, ci moi dwunodzy?). Ja ostatnio zasmakowałem w odmianach od sucharków. Dzień w dzień czaję się na poranny czas dokarmiania Chili - ale dopiero tylko ze dwa razy mi się udało uczestniczyć w rytualnym spożywaniu wołu... 
Państwo czasem dzielą się z nami swoimi potrawami, a czasem chowają je przed nami. Ja -  kot wszędobylski, odnajduję większość tych schowanych, ale jakoś nie przepadam za usuchłymi bułkami ani zwiędłą marchwią... Ciekawsze smakowo czy wręcz rarytasy Państwo chowają do tej białej, zimnej szafki - jeszcze nie umiem jej odemknąć... Żal mi się zrobiło Pani, że Pan jej nie dał Tatara - inwalidy, więc postanowiłem sam się odwdzięczyć za wikt... 
Wracając do potrawy, czyli mówiąc po łacinie - ab ovo, to z wędrówki po okolicznych domach przyniosłem Państwu mysz! Szybko ją załatwiłem, żeby Pani mogła zjeść jeszcze ciepłą! A Pan - niewdzięcznik i brutal - z odrazą wziął ją za ogon i odrzucił na dach garażu! I po co tak bardzo się starałem - może dwunogi wolą szczurka
Na garażu prawie zawsze dyżurują takie czarnobiałe ptaki - i zaraz zwęszyły świeżonkę! Po kilku minutach nie było śladu po moim połowie...
Następnym razem zjem sam - nie dam Państwu skosztować, skoro nie umieją się zachować...

19 stycznia 2016

Codziennik czterołapów

Zwyczajny dzień powszedni w naszej gromadzie wygląda tak: bladym świtem pobudka! Trąbka gra w telefonie i nasza kochana Pani wstaje, schodzi do kuchni i wypuszcza psy na podwórko. Ja też wychodzę - nie mogę się doczekać, kiedy mroźna wilgoć wniknie w rozgrzane snem łapy! To jest lepsze, niż prysznic spod kół auta! A psy - nieochoczo zimą wybiegają, oj, nie! Kluczą i kombinują, pewnie wolą umrzeć z powodu pęknięcia pęcherza moczowego, niż od chodzenia po śniegu - takie te nasze piecuchy psie... 
Potem Pan wstaje, szoruje kły i pysk, nakłada na siebie przeróżne tkaniny, a potem wraz z Panią wychodzą. Pan przeważnie zaraz wraca. Z tej białej szafy, wionącej chłodem wyjmuje dla Chili codzienny posiłek - kulę ze zmielonego wołu. W oczekiwaniu na rozpuszczenie się kulki czas mija niepostrzeżenie. Pan wciąż słucha jakiegoś pitolenia, jak z wytartej empetrójki (uwielbia to po prostu!) - posłuchajcie zresztą sami:
Ja zazwyczaj pokręcę się troszkę to tu, to tam i idę poleżeć. Czasem umyję sobie nogi najpierw, a czasem potem - żeby nie było monotonii!
Czasami do Pana przychodzą różni znajomi. O, wtedy jest fajnie! Tylko jeden, imieniem Zenek (kolega Pana, miły gość) wywołuje w Chili jakąś bezrozumną złość - szczeka i szczeka i szczeka, na trwogę i bez dania racji - oj nie polubi Chili Zenka, długo... Bywa także w czasie przedpołudniowym, że odwiedzi nas Dominika - wtedy jest naprawdę suuuper! Pogłaszcze, pomizia nas sprawiedliwie, czasem coś z Panem piją. Och, dawno już jej nie było! Może dlatego, że Dominika przemieszcza się za pomocą roweru, a w śniegu koła grzęzną i ślizgają się? Pewnie dopiero z wiosną nas odwiedzi...
Jeszcze innym czasem Pan gdzieś wychodzi - dwunogi też muszą nieraz wyjść, choćby zawierucha! Wtedy jest w domu cichutko, tylko woda w kaloryferach szumi... Ten szum działa na mnie usypiająco - och, jak ja kocham spokój!

12 stycznia 2016

Ścieżki Bola

Jestem piechurem, jak to kot. Nie próbowałem chodzić w butach - to dobre dla bajek, opowiadanych przed zaśnięciem niedużym dwunogom. Ja mimo że boso, ale w ostrogach - mam swój koci porządek świata. Jeden z moich imienników w świecie dwunożnym, co był generałem ułanów, także rozpoczynał od pieszych marszrut...
I mimo, że chodzę własnymi ścieżkami, to w domu u Państwa tworzymy z psami codzienne rytuały.
na balu...
Rano wychodzimy na podwórze: sprawdzić, co słychać, obwąchać ślady nocnych gości, no i oczywiście - wypróżnić się. Niby mam tą swoją kuwetę, ale nie ma nic wspanialszego, niż przykucnąć pod krzaczkiem! Chili i Bieluszka także wyznają tą filozofię, chociaż im czasem wygodniej w domu, co jest dla mnie rzeczą wręcz obrzydliwą! Państwo na nie krzyczą i odgrażają się jakimś łańcuchem, ale chyba to jeno pogróżki... A ten śnieg, to zdecydowanie przereklamowany - czym się tu zachwycać? Mokre i zimne ohystwo!
Dalszy mój szlak codzienny wiedzie przez kanapę, na której zawzięcie leżę, odpoczywam przed albo po obserwacji ptaszków. Czasem, gdy Pan nie patrzy albo go nie ma, Bieluszka i Chili przychodzą też poleżeć - im nie wolno wchodzić na kanapę, a mimo to włażą - okazuje się że psy są straszliwie niesubordynowane pomimo nauk. Ja się zawsze słucham, chociaż nikt nie słyszał o tresowanych kotach!
Dni są podobne, zatem pewnie dlatego popadam w rutynę. Wieczorami także chodzę sam lub z psami - one zostają na podwórku, a ja myszkuję po okolicach (ciekawe, czy myszki kotują?). Gdy zbliża się pora snu, nadsłuchuję, czy Pan mnie nie woła - nie lubię spać w drewutni, na pociętych drwach lub Pańskich szpargałach, wolę w domu! Raz mi się zdarzyło, nikomu nie życzę spania w komórce! Psy śpią w swoich legowiskach: Chili w budce z różową kokardą, a Bieluszka w skrzynce, pod schodami. Ja idę razem z Państwem na piętro: kładzie się Pani, kładzie się Pan, i ja się kładę. Gdzie? Leżę na nich albo przynajmniej w nogach. Czasem jeszcze obejdę sypialnię, sprawdzę, czy nikt obcy nie buszował po parapetach - to też ważne przyzwyczajenie... 

06 stycznia 2016

Trzech dwunogów, a ptaszków?

Dziś znowu u dwunogów święto! Dobrze im - w przeciągu miesiąca to już trzeci czas wolny od zajęć codziennych. Teraźniejszy dwunogi freetime nazywa się Święto Trzech Królów! Chociaż ja mam ten stan przez okrągły rok - nikt mnie do robót żadnych nie goni...
Właśnie odpoczywałem na komodzie, gdy Pan błysnął mi w oczy jakimś reflektorkiem, niczym oficer śledczy. Ale nie było to wcale przesłuchanie: nikt mnie nie dręczył, nie wyrywał pazurów, nie kazał podpisywać protokołów. Po prostu Pan kocha fotografię i wciąż pragnie mnie uwieczniać! Trudno, taka rola gwiazdora... 
Ale niech tam mnie uwiecznia, mam tu pilną sprawę - znowu na rolecie, niczym na ekranie, pojawiły się kontury ptaszków! Było ich wręcz zatrzęsienie! 
Jeszcze raz objawiła się moja wyższość czterołapa... Bo do dwunogów przyszło ledwo trzech mędrców, i w dodatku bardzo dawno. I pewnie dlatego takie z tego powodu mają święto, bo potem już nikt nie przychodził...
A do mnie - chociaż pewnie mało rozumne te ptaszęta, ale za to cały orszak przyfrunął... (Tak po prawdzie, to nie tyle do mnie, tylko na lunch przyfrunęły, sikoreczki! Bo Pan wywiesza im przeróżne ptasie smakołyki...) Ale poczułem się jak władca świata i okolic, obserwujący przybycie dwunogich, skrzydlatych istot. Okazałem im łaskę i żadnego nie schwyciłem, w końcu jest święto!











02 stycznia 2016

Nowy Rok Bolesława

Nie nabyliśmy się długo sami z Bieluszką, w te Święta! Nawet nie miałem czasu solidnie się pobyczyć w łożu moich Państwa - a już chrobotał w zamku klucz... Chilusia mi wszystko opowiedziała: że byli w wielkim domu Rysia, brata naszej Pani, że jedli przeróżne pyszności, przygotowane przez Urszulę i Monikę, że znów Chili spotkała się z Pipi, i że jeszcze sto innych wiadomości mi przekaże, ale teraz musi odpocząć! I nawet nie zdążyła mi na ucho powiedzieć połowy z tych psich wieści z dalekiego świata, gdy znów coś zaczęło się dziać!
to ja wymyśliłem, sam!
W tym płaskim pudle, na które państwo wciąż patrzą, ciągle grała jakaś kocia muzyka! A Państwo wcale nie zamierzali się położyć - przecież nie pójdę sam do wyra, pomiędzy Panią a Panem leżenie to dopiero rozkosz! No to siedzieliśmy, słuchali, pogryzali a to sucharka, a to coś ze stołu Państwa... Kiedyś przecie skończy się to porykiwanie szarpidrutów...
Intuicja mnie nie zawiodła - mniej więcej w tym samym czasie, gdy parę dni temu używaliśmy z Bieluszką słów wytwornych, ludzkich - muzyka przycichła. No i dopiero się zaczęło! Rakiety, sztuczne i prawdziwe ognie, petardy i diabli wiedzą co jeszcze - wystrzeliwało ze wszystkich stron, tworząc piękne, chwilowe obrazy! Wprawdzie Państwo narzekali, że ten dwunóg, co im postawił bloczysko tuż pod oknami, pozbawił ich najważniejszych doznań estetycznych, ale i tak było na czym oko oprzeć... Po zakończonej kanonadzie Państwo w końcu poszli do sypialni, a ja wymyśliłem takie życzenia...