Nie nabyliśmy się długo sami z Bieluszką, w te Święta! Nawet nie miałem czasu solidnie się pobyczyć w łożu moich Państwa - a już chrobotał w zamku klucz... Chilusia mi wszystko opowiedziała: że byli w wielkim domu Rysia, brata naszej Pani, że jedli przeróżne pyszności, przygotowane przez Urszulę i Monikę, że znów Chili spotkała się z Pipi, i że jeszcze sto innych wiadomości mi przekaże, ale teraz musi odpocząć! I nawet nie zdążyła mi na ucho powiedzieć połowy z tych psich wieści z dalekiego świata, gdy znów coś zaczęło się dziać!
to ja wymyśliłem, sam! |
W tym płaskim pudle, na które państwo wciąż patrzą, ciągle grała jakaś kocia muzyka! A Państwo wcale nie zamierzali się położyć - przecież nie pójdę sam do wyra, pomiędzy Panią a Panem leżenie to dopiero rozkosz! No to siedzieliśmy, słuchali, pogryzali a to sucharka, a to coś ze stołu Państwa... Kiedyś przecie skończy się to porykiwanie szarpidrutów...
Intuicja mnie nie zawiodła - mniej więcej w tym samym czasie, gdy parę dni temu używaliśmy z Bieluszką słów wytwornych, ludzkich - muzyka przycichła. No i dopiero się zaczęło! Rakiety, sztuczne i prawdziwe ognie, petardy i diabli wiedzą co jeszcze - wystrzeliwało ze wszystkich stron, tworząc piękne, chwilowe obrazy! Wprawdzie Państwo narzekali, że ten dwunóg, co im postawił bloczysko tuż pod oknami, pozbawił ich najważniejszych doznań estetycznych, ale i tak było na czym oko oprzeć... Po zakończonej kanonadzie Państwo w końcu poszli do sypialni, a ja wymyśliłem takie życzenia...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz