30 stycznia 2016

My, imigranci

Chili
Bolek
Wszyscy dwunodzy teraz mają na ustach temat przybyszów - w pudełku zwanym radiem i w tablicy nazywanej telewizorem trwają relacje i rozmowy. Więc ja, kot światły, muszę do ogólnokrajowej dyskusji dodać głos, że oboje z Chilusią też jesteśmy poniekąd elementem napływowym, a więc imigrantami... W dodatku Państwo są biali,  a my oboje jesteśmy czarni. Ja jestem sybirak, a Chili meksykanka. A nasi Państwo traktują nas na równi z autochtonem Bieluchem - znaczy, są tolerancyjni...

Najczęściej ta równość dotyka nas przy wychodzeniu na podwórko - idziemy solidarnie, aby gdzieś pod krzakiem siknąć sobie, już każde osobno. No i przy jedzeniu - dostajemy od Państwa przeróżne smaczne kąski - dla każdego coś miłego... Inne widome oznaki miłości Państwa do nas to: głaskanie, chwalenie, mizianie i podrapywanie.
Staramy się odwdzięczyć za to, jak każde umie - na przykład ja zawsze wracając do domu miauknę "dziękuję za otwarcie drzwi!". A Chili i Bieluszka w ramach wdzięczności za przytulanko - pilnują, żeby oznajmić szczekaniem, że ktoś zbliża się do furtki albo przemyka się przy płocie - tak, na wszelki wypadek...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz