30 lipca 2016

Wspinaczki kontrolowane

przed szczytem...
Witajcie, pośrodku lata! Nocne powietrze jest bardziej niż ciepłe, a ja, wzorem mego imiennika - alpinisty, trenuję przemieszczanie się w pionie!
Bo moi Państwo śpią przy otwartym oknie - a ja przywykłem do wypróżnień pod krzakami... I jak tu pogodzić komfort snu z innymi wygodami? Potrzeba zmusiła mnie do uprawiania nocnych wspinaczek - wychodzę normalnie (skaczę na oślep w ciemność ogrodu), a wracam wspinając się po drewnianych elementach tarasu... Pan mi tylko troszeczkę pomógł, ustawiwszy podest z deseczek. Więc jak rasowi himalaiści, przed osiągnięciem płaszczyzny szczytu mam punkt wypoczynkowy, nazywany w slangu dwunogich bazą. Żeby być sprawiedliwym, z tej bazy korzystam czasem też w środku dnia - z góry widać wszystko o wiele lepiej... 

22 lipca 2016

Zęby pod ochroną

O, demokracja nie jest dla kotów! Ja się tu staram, Państwa miziam, świecę przykładem posłuszeństwa - a w zamian co: czasem jakaś saszetka, dwa głaski! A psy - proszę bardzo, mają socjal jak w Ameryce! Może to wskutek tych samych przemian, dzięki którym nawet dwunogi listopodawca daje im coś za nic... 
zmywaki...
Bo dzisiaj Pan przyniósł list, adresowany do nich, a wysłany przez jakiegoś Pala o śmiesznym nazwisku Pedigree (kojarzy mi się nie wiem czemu, z pedicuree...). I w tym liście dostały takie czyścidła do zębów, o smaku gulaszu wołowo-drobiowego. Bieluszka od razu swoją pałeczkę zakopała na potem - pewnie umyje sobie kły przed spaniem. A Chilusia po swojemu - zamknęła się w najdalszym kącie budki i natychmiast przystąpiła do szorowania uzębienia... 
Trzeba przyznać, że Pal przysłał trzy patyczki, więc być może coś tam kumał, że w stadzie naszych Państwa jest nas troje czterołapów? Ale nie takich samych! Mam swój koci honor - nie będę mył zębów psią szczoteczką! To prawie tak samo, jakbym czyścił buty pastą rybną...

16 lipca 2016

Poznacie po owocach...

ukochane jadło Chili
Oto znów ja - Bolesław, niestrudzony grafoman internetowy! Mam ból głowy, tyle tematów wokół - od którego zacząć? Może od owoców - podobno ten czas teraz dwunogi nazywają latem, a czasem "sezonem ogórkowym"... Z tymi ogórkami to akurat prawda, bo moi Państwo wciąż pchają takie zielone balaski do słoja, zalewają jakąś miksturą, a potem wyjmują po jednym albo dwóch i jedzą. To nosi nazwę "małosolny" - a czy widział ktoś dużosolnego? Podobno Pan raz zrobił taki przetwór na zimę, co pochłonął wszystką sól domową - wbrew Pani wskazówkom... 
Ja nie jestem owocożercą - wystarczą mi moje sucharki i saszetki (och, motyla noga, tak - pokochałem saszetkowe dania!). A Chili to może jeść wszystko, jak leci! Uwielbia śliwki, jabłka, pomidory, czereśnie, winogrona (winogron jej absolutnie nie wolno, ale zjadłaby każdą ilość), arbuzy, melony, awokado, kaki, kapustę, paprykę i jeszcze milion innych, nieznanych mi z nazwy płodów rolnych. Nauczyła także Bieluszkę - teraz wespół wsuwają czereśnie, jabłka i śliwki, złasowane od Pana! A ponieważ chwilami jest gorąco, to i lodem nie pogardzą, a nawet sorbetem lub mrożoną kawą, fuj!!! 

08 lipca 2016

Dieta dla niezdrowego

chcę więcej pyszności!
Wasz konfident Bolek się melduje, znowu Was będę zasypywał wieściami z życia naszego stada!
Dzisiaj opowiem o pysznościach, które nasza kochana Pani podaje Panu - głównie o galarecie z dużą ilością mięska, drżącej jak osika albo przestraszona mysz, pachnącej narkotycznie i zimnej jak nogi martwego kota Eskimosa... Bo owo danie jest podobno wręcz niezbędne do prawidłowego wyleczenia uszkodzeń kości i stawów! 
Dlatego nasz Pan, poszkodowany w wypadku, obżerał się tym specjałem, wygotowywanym ze świńskich kończyn... 
A ja, kiedym doznał kontuzji łapy - również otrzymałem porcję takiej śliskiej potrawy. Och, pachniała mi potem noga - nie, nie potem, tylko jedzeniem... Ta potrawka dla mnie mieszka w takiej torebce - po przełożeniu do miski pochłaniam ją błyskawicznie! Motyla noga! Szkoda, że goi mi się moja rana, już chodzę zwyczajnie, na czterech - bo i kończy się zapas galaretowatych saszetek... Powiem Wam w tajemnicy - za takie wspaniałe żarcie dałbym sobie połamać wszystko, łącznie z ogonem! 

01 lipca 2016

Dzień Psa

Bunia po kąpieli
Emma
Witajcie! 
To znowu ja donoszę, kot Bolesław, tajny korespondent z Lublina! Dzisiaj niewiele będzie mówione o mnie, bo dzisiaj wielkie święto - dziś przypada Dzień Psa! Raniutko już złożyłem życzenia Bieluszce i Chili. Wprawdzie nie widziałem przygotowań, ale obie zapowiedziały wieczorem balangę - oj, będzie się działo! A przed południem leżeliśmy we troje na tarasie i psy wspominały dawniejsze czasy u Państwa. Najwięcej do powiedzenia miała właśnie Bieluszka, która pamiętała jeszcze superpsicę Koko... Wspominała także swą mamusię Muszkę, która gryzła
Koko za młodu
wszystkich dookoła, łącznie z księdzem, co przyszedł do Państwa z duszpasterską wizytą (robiła to obojętnie i w milczeniu) oraz swe starsze rodzeństwo, które pastwiło się nad obuwiem Pani, zanim nie poszło do nowych domów... Obie
Mucha w trawie
psinki także mówiły o yorczyczce spod Warszawy o imieniu Bunia, która zamieszkała z Państwem na starość, cichutkiej i łagodnej. Chili wspominała swoje dzieciństwo w wielkim domu pod Warszawą (po sąsiedzku z pierwszym Państwem Buni), w otoczeniu młodych jak ona dwunogów: Klaudii, Janka i Gabrysi. Razem z Chilusią mieszkała tam druga chihuahua - Emma, całkiem inna! Oczywiście były też słowa o moich poprzednikach - kotach i kociczkach. Bo Felicja, w skrócie Felka, była drugą dziewczyną (pierwszą była ruda brudaska o imieniu Boruch) w stadzie naszego Państwa! Zapach Felicji to jeszcze pamiętam.
higiena Felki
Te pozostałe czterołapy żyją tylko we wspomnieniach - przywoływane także przez Państwa, jako niedościgły wzór (cnoty lub chuligaństwa). Ale kiedy one były młode, też pewnie były przyrównywane do starszych... Ja to już osiągnąłem ten stan, że jestem za młodu traktowany jak stary - taki jestem dobrze wychowany, wzorowy wręcz kot. A ponieważ jestem także skromny, tylko Wam mówię o tym...