10 maja 2016

Wypadek mojego Pana

badanie
Hej! Myśleliście pewnie, że jako nie odzywam się dni kilkanaście, to wzorem innych kotów biegających po okolicy, już jestem zabity, rozjeżdżony, płaski? Nieprawda! Ja bardzo uważam na auta, mimo że zdarza mi się czasem przebiec przez jezdnię - jezdnia to śliski, niebezpieczny grunt... Widziałem raz, jak dwunodzy oglądali jakiegoś mojego krewniaka, a potem został w tym miejscu - śnił mi się potem...
To całe moje milczenie było z powodu paskudnego wypadku mojego Pana - chociaż ja do niego przemawiałem wciąż czule, on nie miał możliwości i siły tłumaczyć w locie i zapisywać... Bo mój Pan został ofiarą wypadku na własne życzenie - podczas przejażdżki swym ulubionym skuterem zapoznał się z twardością asfaltu w naszym mieście. Wpadł w poślizg przy awaryjnym hamowaniu i zaliczył ślizg na lewym boku... 
Po stwierdzeniu odniesionych szkód (maszynowo przejrzeli Pańskie ciało na wylot), Pan wstępnie został zagipsowany. Widziałem - miał na nodze twardą, jak z betonu rurę od kostki aż do połowy uda! Nasza Pani była w szoku, zmartwiona bardzo... Następnie Pan trafił do szpitala, gdzie wstawiono mu w nogę kawałek żelaza, Pani odwiedzała go codzień - zaraz po pracy pędziła do Pana, sprawdzała postępy rekonwelescencji, a potem przynosiła ze sobą zapach opatrunków i szpitalnej kuchni. Tak było przez ponad dwa tygodnie. W tym czasie wszyscy: nasza Pani, zaprzyjaźnieni dwunodzy, ja i moje koleżanki czterołapki bardzo przeżywaliśmy nieobecność i cierpienia naszego Pana. Ale za to jaka nas ogarnęła radość, gdy w końcu wrócił! Bo nasi Państwo najlepiej czują się razem - ba, żyć bez siebie nie mogą! My także uwielbiamy, kiedy są wszyscy...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz