świętujemy! |
Wczoraj było nasze święto! W kolorowym pudełku dwunogich jeden obwieścił - Państwo samo z siebie to pewnie by nie pamiętało... Ale jako że Pan zawsze ma coś dla nas, to dostałyśmy z Kiką po solidnej porcji mięska z warzywami. Dwunogi nazywają toto "śniadaniem". Potem Państwo także przystąpili do wspólnej miski. Ich jedzenie wcale nie było takie piękne - jakieś pieczywo i coś tam na dokładkę, i obowiązkowy kubełek brązowej jak moje oczy cieczy, nazywanej jakoś tak: "siorbata" albo "herbata"...
Ale najlepszy był deser - dostałyśmy (każda z nas osobno!) po kawałku cudownie pachnącej kości! Psiboże! Szybciutko zaniosłam ten skarb do swojej budki, żeby się delektować aromatem zdechłej świnki! Kika - ten nienasycony żarłok, swoją część wyniosła na taras i tam wgryzała się weń, rozsiewając wokół woń...
Pani nie była zachwycona tym zapachem, mówiła nawet, że nam będzie spomiędzy zębów "śmierdziało" i robiła przy tym niemiłe grymasy. A, co tam - pośmierdzi i przestanie. Za takie smakołyki dałam Panu ognistego całusa - bez wzajemności...
Dlaczego???
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz