całkiem nie tak szli... |
Znów coś mam do powiedzenia, ja, Bolesław! Ale nie będę opowiadał o sobie - dziś kilka słów o Bieluszce... Mówiłem już Wam, jaka to poczciwa, domolubna psina. Nikt jeszcze nie widział jej na spacerze... Raz, gdy poszła z Panem do jego kolegi, zamiast przyjmować pieszczoty młodych dwunogów, piszczała spod fotela, aż trzeba było czym prędzej wracać. Och, jakże nie lubi Bieluszka opuszczać domowych pieleszy! Do dzisiaj tak było, ale wciąż mnie Państwo zaskakują! Bo Pan wyjął skądeś ubranie, ażurowy komplecik z czerwonawych pasków i zapiął na Bieluszce. Potem dopiął prosty pasek, z którym już wychodził z Chilusią - i poszli, kurtka na wacie, a Bieluszka ani pisnęła! Wrócili po jakiejś półgodzinie, może trochę dłużej. Bieluszka mówiła mi potem, że szli noga w nogę, wzdłuż tej ulicy pełnej ryczących aut, aż doszli do jakiegoś ni to sklepu, ni mieszkania, tam trochę postali, a potem wrócili. Po co była ta przebieżka, Bieluszka nie potrafiła powiedzieć. Ale musi być to jakiś cichy plan naszego Pana. Ciekawe, kiedy się dowiem, cóż to za intryga?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz