21 kwietnia 2017

Wiosenny pedicure

Zimowe dni odeszły do lamusa, razem z ciepłymi skarpetami Pana. Och, cóż ja będę teraz nosić do budki? Tak było cudownie całą noc upajać się ich wielko-Pańskim zapachem... Pan je potem zabierał i nasuwał na stopy. Ale po co? Ja ani Bieluszka (nie wspominając Bolesława!) przenigdy nie włożyłybyśmy takich ochraniaczy - w takim czymś nie czuje się gruntu pod nogami! Ale cóż, nie od dziś wiadomo, że dwunogi to dziwacy!


A najważniejszy nius dopiero się czai - jak przesadnie ostrożny gazeciarz: Pan zabrał mnie do jednej przyszywanej cioci, co podaje pigułki, zastrzyki i krople różnym czterołapom. Podobno i bykowi daje radę! Dziś jednak nie mieliśmy uczestniczyć w krowich zawodach, dziś ja byłam numerem jeden.  Stanęłam na stole, a ta piekielna cioteczka bez pytania mnie o zgodę, w trymiga poobcinała mi pazurki! Mówię wam, poczułam się jak księżniczka, co w końcu mogła zdjąć szpilki. Ooooch, jaka rozkosz!
Państwo robią sobie to sami - tylko że mają o połowę nóg mniej. Trudno - przez to nie mają tylu radości...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz