droga Bieluszki |
Moja siostra Bieluszka, a w zasadzie babcia zastępcza - osiemnastolatka, z dnia na dzień jakoś osłabła. Kasłała, pociągała nosem i nie chciała leżeć ze mną na ciepłej podłodze. Ki diabeł? Pytałam ją o co biega, ale tylko postękiwała, że słaba jest... No i cóż tam - nikt jej nie każe nosić worków z węglem! Pan ją woził gdzieś do doktora, dawał pigułki i głaskał - a Bieluszka dalej kasłała. Powiedziała mi nawet, że już jej się nie chce żyć! Głupia jaka - jak to można nie chcieć szczekać zza płotu, sikać w trawie i wyjadać pyszności z miseczki?
Państwu też się udzielił nastrój babci Bieluchy - chociaż nie kaszleli ani nawet nie mieli kataru, cichutko jej podawali smakołyki pomieszane z tabletkami.
I jednego zimowego dnia Pan pojechał z nią na badanie kontrolne - a wrócił sam... Powiedział, że Bieluszka odeszła, tylko nie mówił dokąd...
Smutno bardzo było nam wszystkim. Państwo nawet popłakiwali skrycie - tyle lat przeżyli razem, od jej urodzenia...
Pocieszające jest to, że tam, gdzie poszła, na bank już nie kaszle, tylko dokazuje z innymi psami! I pewnie spotkają się z Koko, Muszką i Bunią - we trzy poczekają, na pewno kiedyś do nich dołączę...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz