04 stycznia 2015

Muszka - matka Bielucha

Dziś cały dzień bawiłem się z Bieluchem. Biegalismy z kuchni do pokoju: raz ja goniłem, a raz byłem ściganym. Chwilami chowałem się na półce z sucharkami albo w kuwecie. Ciągnęła mnie trochę za głowę, potem ja wbijałem pazury w jej sierść i udawałem, że czeszę pukle jej grzywki. Wreszcie zmęczyliśmy się oboje. Ale to rozkoszna chwila - po gimnastyce zdrzemnąć się w ciepłym posłanku... Byłem na tyle śmiały jak mój przedwieczny imiennik, że wlazłem z Bieluchem do jej posłania. I tak dowiedziałem się, jak było z Muszką, jej mamusią... 
Trafiła do domu Państwa, jak my wszyscy (oprócz Bieluszki, tutaj urodzonej) - już jako podrosłe szczenię, przywieziona przez mamę naszej Pani. Mała i zadziorna, szybko wślizgnęła się do nowego stada dwunogich. Uwielbiała jazdę samochodem i jeździła z Państwem wszędzie! Czuła się takim psim autoalarmem, bo ktokolwiek stał obok Państwa auta dłużej niż parę sekund, natychmiast był obszczekiwany zaciekle. Muszka siedziała na tylnej półce i obserwowała cały teren. Została też zaakceptowana przez ogromnego psa o dziecinnym imieniu Koko, o którym trwa w Państwa domu szeptana historia, warta odrębnego opowiadania, a może i kilku... 
Mucha - mamusia Bielucha
Muszka  oprócz normalnych psich zwyczajów, takich jak szczekanie na przechodzących ulicą, wylegiwanie się na słońcu i żebraniu o smakowite kąski z Pańskiego stołu miała jeszcze swą mroczną tajemnicę. Otóż zcichapęk, bez ostrzeżenia, a wręcz chyłkiem gryzła dwunogich (wybierała ich sobie starannie, nie kąsała byle kogo)... Z racji swego niedużego wzrostu - łydki dwunogich były jej celem. Nie było dla Muszki nic świętego. Ugryzła księdza, co przyszedł po kolędzie! Koleżanki Pani też zostały oznakowane: z powodu braku jednego z kłów Muszka zostawiała na ciele bardziej lub mniej krwawe plamki, ułożone w trójkąt. Robotnicy, pracujący na budowie po sąsiedzku, chodzący na codzień w gumofilcach byli w miarę bezpieczni. Ale kierowniczka budowy, kobieta w szpilkach, już nie... Nawet ojciec Pana, mimo że nieobcy, też dostał od Muszki bolesny prezent, a tylko dlatego, że ośmielił się sięgnąć po coś z bagażnika Państwa samochodu! Ukoronowaniem jej wampirzej działalności było ukąszenie klientki sklepu z żelastwem, gdzie poszła z Panem po zakupy...
dzieci Muchy - maluszki
Do Muszki przychodził zalotnik z okolic targu - jasnokremowy, cwany kundelek. Za którymś razem jakoś nakłonił koleżankę do uległości - a po kilku miesiącach Muszka powiła pięcioro kolorowych szczeniąt: dwoje czarnych - podpalanych, dwoje kremowych i jedną suczkę koloru czekolady mlecznej... Ta ostatnia miała od urodzenia złamany ogonek i nazwali ją Rudzik. Podobny do Bielucha był szczeniak o imieniu Beżowiec. Jedna z córeczek Muszki, w ubranku czarnym jak jej mama, trafiła pod opiekuńcze skrzydła koleżanki Pani (nazwali ją Mikusią) i do dziś wiedzie tam królewskie życie, rozpieszczana bez umiaru. Czworo pozostałych pojechało w rodzinne strony Muszki i tam zostało rozdysponowane do różnych stad dwunogich... Jeden synek o dobitnie świadczącym o żarłocznym charakterze imieniu Wałek zamieszkał na wsi razem z rodzicami Pani. Uch! Państwo odetchnęli z ulgą, bo życie z siedmioma psami we wspólnym domu to były przeżycia ekstremalne! Szczeniaki wypruły z Paninego obuwia ozdoby, ogryzły nogi od stołu, a przy tym przejawiały żarłoczność szarańczy i hałaśliwość nadmierną... Wreszcie nastąpił upragniony spokój!!!
rodzina Bielucha
A rok później, z tego samego ojca - na świat przyszła moja starsza koleżanka - Bieluch...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz