06 stycznia 2015

Trzech Królów

Chili na słonecznej plamie...
Pan bardziej niż lekko osłabiony: kicha, prycha, kaszle i senny wciąż jest. Według lekarzy, w ich narzeczu taki stan to się nazywa choroba. A ja? Jestem zdrów i już rozstawiam po kątach całe psie towarzystwo! Teraz dopiero jest ekstra zabawa, kiedy duży pies Bieluch kuli się pod moim pazurem! Ale po staremu - daję się ciągnąć za łeb, gonić z kuchni do pokoju...
Dzisiaj święto ważne dla dwunogich - wspomnienie czasu, kiedy do najważniejszego dla świata noworodka przybyło ze wschodu z wizytą naraz aż trzech królów. I każdy przyniósł w prezencie jakieś dobre rzeczy! Na pamiątkę tej wizytacji na drzwiach się pisze inicjały tych Trzech i datę. Pani już oznakowała drzwi do domu Państwa, bo Pan - ani ręką, ani nogą... Ledwo co mu idzie spisywanie tej mojej historii... 
Najlepiej nam jest z Chili. Leżymy na Pani obok siebie, a za kilka chwil walczymy ze sobą, ale tak na niby... Może to kwestia koloru, bo i ja i Chili należymy do czarnych? Państwo mówią, że ja jestem grafitowy... Ja tylko trochę bardziej matowy, a Chili ma futerko błyszczące. Ciekawe, czy jak już całkiem dorosnę, czy też będę miał połyskliwe futro? A jakie futra mieli na sobie ci Trzej Królowie - ot ważne pytanie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz