16 stycznia 2015

Rosnę!

To znowu ja, Bolek! Rosnę, jak na drożdżach! Już nie ja się boję psów, tylko one mają chwilami mnie dosyć... Już z Felicją jesteśmy bliżej, choć nadal prycha niezadowolona, że wychłeptuję jej mleko z miski... Kilka dni nic nie nadawałem, bo nie było czasu. Państwo wczoraj wypatrywało, bo miał chodzić jakiś ksiądz. No i był, owszem, miły gość w ubraniu podobnym do mojego (jeśli chodzi o kolor). Wizyta trwała może z 10 minut - zdecydowanie za krótko! Na koniec modlitwy wszystko wokół zostało spryskane wodą święconą - ech, jakby deszcz, tylko w dobrej sprawie...
śpię jak umiem najlepiej
Psy chodzą gdzieś za drzwi, a Pan mnie odpędza, bo jakoby się boi, żebym się nie zgubił... Po powrocie opowiadają, że szczekały na różnych obcych dwunogich, że były pod płotem, że chłodno albo wręcz mroźno - nie rozumiem tych słów, przecież w domu jest jednakowo... Pani z kolei wciąż na mnie "apsika" - jak tylko zrobię jakiegoś psikusa. A to ciągnę za sznur od żelazka, a to ślizgam się na śnieżnobiałym obrusie. Raz tylko wprawiłem Państwa w osłupienie - kiedy wpadłem w jakąś śliską studnię... Ledwo mi się udało wyskoczyć - a Pani ubolewała, że mało nie utopiłem się w  wychodku. Fuj, zmokłem! A potem Pan jeszcze mnie wziął do zlewu i umył moje mokre futerko szamponem! Ale miałem nauczkę - już nigdy nie będę przebywał na sedesie - to może być zabójcze... Co ci Państwo mają za zdrowie - siadają na nim po kilka razy w ciągu dnia...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz