07 stycznia 2015

Zdobyłem worek!

Dziś Pan palił w kominku! Najpierw naznosił jakieś papiery (pod nosem mruczał, że najlepiej pali sie gazeta wyborcza - co ma do palenia jakaś tam wyborowa?), potem drewienka poukładał, cienkie i grube, a potem pstryknął takim patyczkiem i pojawił się ogień... Za szybą tam się uwijał, cały pomarańczowy, i gorący pomimo bariery szklanej...
To ja!
Patrząc się w szkło na wskroś, na buzujący ogień tak się rozgrzałem, że na oślep skoczyłem na biały wór, stojący koło telewizora. (Ten przedmiot od kilku dni mnie intrygował: błyszcząco szeleszczący...) A niech tam! Co będzie! Ale już w połowie lotu zauważyłem, że ten worek tylko z zewnątrz wygląda tak niedostępnie... Po wylądowaniu niespodzianka - w środku nic nie było! Tyle dni podchodów, tyle skradania się i tyle wyobrażeń, co tam za skarby Pan zgromadził - wszystko na nic, o kant ogona potłuc! Tyle że torba po przewróceniu, okazała się prześwietną zabawką: chowam się w niej, jak ślimak w skorupie, albo popycham ją łapami. No i podczas gonitw z Chili mam przenośne schronienie...
Ech, co dnia coś poznaję w domu Państwa. I otoczenie, i zwyczaje dwunogich. Ale mimo, że wiem, że na głowę lepiej im nie włazić, to jednak coś mnie pcha, żeby im przeszkadzać. Pokładam tylko nadzieję, że z tego powodu nie uczynią mnie którejś nocy bezdomnym kotem...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz