24 stycznia 2015

Wielkie żarcie w wykwintnym stylu!

Sobota! Dziś Pani ma wolne! Rano powkładała swoje i Pańskie wymienne futerka do jakiejś takiej szafki z oknem, a potem pstryknęła w prztyczek i zaczął się spektakl! Kręciły się te ubrania w lewo i w prawo, coś polewało ich wodą z pianą, aż na koniec zaczęły wirować... Chciałem tam wejść, przez uchylone w przerwie przedstawienia okienko, ale Pani mnie odpędziła, nie wiem dlaczego...  Pan wyjął w międzyczasie śniadanko dla Chili - zamrożoną kuleczkę mięsa z wołu i położył, żeby odtajała. Więc poznałem dziś, jak smakuje wół - zakradłem się cichutko na kuchenny blat, a stamtąd już bezproblemowo sięgnąłem łapą na półeczkę... Nikomu nic nie mówiłem - był jeszcze trochę zimny, ale PYSZNY! O, to zupełnie inne jedzenie, niż moje sucharki! Myślałem, że Pan będzie mnie dyscyplinował za tą złasowaną porcję mięsa, ale burza przeszła bokiem. Nawet dał mi taki patyczek do jedzenia, smakowity niezwykle! Ale za to z zapałem spędzał mnie ze stołu...
szlachetna paczka - rozmiar koci
Okazało się, że to dopiero początek rozkoszy podniebienia - Pani mówiła coś do takiego metalowego pudełeczka, z niego zciszony głos jakby odpowiadał, a potem pojawili się nowi dwunożni! Poznałem ich - to Jola i Andrzej, ci matematyczni wielbiciele nas, kotów! Już raz jeden wpadłem w ich ręce - ale nie było źle - głaskali mnie i coś tam między sobą mruczeli. A dziś obdarzyli mnie paczką konserw - chociaż nie mają nic wspólnego z konserwatorium. No, pakunek przekazali Państwu, ale intencja była oczywista - to dla mnie, od nich niespodzianka... Z wdzięczności za to pozwoliłem się znowu dotykać, pazurki trzymałem ukryte w miarę, nie gryzłem ręki dwunożnej donatorki. Nawet trochę pobawiłem się z Chili, tak na pokaz (ale najlepiej nam wychodzi zabawa, kiedy nikt obcy nie podgląda). Dwunożni goście chcieli zapanować nad mą duszą - wyjęli czarną tabliczkę z oczkiem i chcieli zrobić mi zdjęcie - ale tak się jak piskorz wywijałem, że zrezygnowali... Pan to co innego - on ma taką srebrną cegłę z piorunem - z nim nie mam szans... Właśnie ustrzelił mnie, kiedy pożywiam się jedną konserwą z tej szlachetnej paczki - takich pyszności nie jadłem jeszcze nigdy w życiu, a mam już przecież trzy miesiące! Nawet nie mam siły się mocować z psami. Położyłem się spać z powrotem, z brzuchem rozkosznie wypchanym... Dobranoc, do następnego spotkania!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz