siedzę w ringu - przed walką... |
Kilka dni temu intensywnie trenowałem kocie kung-fu - wystarczyła chwila nieuwagi i otrzymałem wieczną pamiątkę - lewe ucho jest na koniuszku naddarte... Piekło, och piekło - ale Pan zalał mi sprawdzonym panaceum na rany - zielonką, i ból minął. A dziś stoczyłem walkę o swój Gwiaździsty Pas - w naszej kociej Konferencji! Mimo przyciętych pazurów (przez Dominikę) radzę sobie doskonale! Przeciwnikiem był jakiś bezdomniak, ale wypasiony, pasiaty kocur z blokowiska. Ale mu pogoniłem kota! Potem psy uroczyście wprowadziły do domu Państwa mnie, zwycięzcę pojedynku - kroczyłem dumnie, z wyprężonym ogonem. Przyniosłem też psom najświeższe wieści zapachowe - wąchały w ekstazie woń sukcesu! Już mi teraz żaden czterołap nie podskoczy, przynajmniej z tych, które znam. Nie zarzekam się, że pokonałbym Pipi albo Romana - to nie moja klasa wagowa...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz