01 maja 2015

Co się czai za płotem

trawię kolację...
Już chodzę, gdzie tylko chcę - Państwo obdarzyli mnie zaufaniem! W końcu przetrzymałem ten marzec i dodatkowo kwiecień, a w pierwszym dniu maja poszedłem na obchód otaczającego mnie świata... Po powrocie z przebieżki rozmawiałem z psami przy misce, i one zaczęły wspominać historie sprzed lat, opowiadane wśród tutejszych czterołapów. Wspomnienie dotyczyło jednego z moich poprzedników, łaciatego kota o imienu Filon vel Felek... 
Tenże Filon, jak wszystkie koty u Państwa w domu, chodził swoimi drogami, po okolicy. A wokół było inaczej niż teraz - budowały się  nowe domy, na miejscu starych, zrujnowanych chałup. I właśnie jednego dnia, a właściwie wieczora, Filon przyszedł na wieczorny posiłek z łapą rozciętą niemalże do kości! Gdzieś zapewne przemykał się po budowlanych zakamarkach i natrafił na rozbite szkło... Państwo zaraz mu tą ranę opatrzyli, na swój dwunogi sposób - użyta została utleniona woda do dezynfekcji, a potem zabandażowali mu łapę, i odjechali (był to czas świąteczny, więc Państwo pojechali na Boże Narodzenie do rodziców Pani). Gdy powrócili, Filonowa łapka wcale nie była lepsza - widocznie medycyna dwunogów nie działa dobrze na kocie ciało. Więc powieżli Państwo Filona do kliniki dla małych zwierząt. Tam, w poczekalni - istny armageddon: chore psy, niezdrowe króliki i ranny kot Filon... Za drzwiami gabinetu jakiś inny kotek tak się nie poddawał badaniu, aż jego krzyki świdrowały uszy wszystkich czekających... Strach ten udzielił się również Filonowi, trząsł się jak w febrze, ledwo co go Pani utrzymać mogła... Następnie wyszła dwunoga doktorka, w rękawicach po łokcie, i wzięła się za Filona. A Filon spokojny, rozluźniony, cierpliwie znosił badanie, nie krzyczał, bo wiedział, że tu mu pomogą - zaprzeczenie poprzedniego pacjenta... Aż go dwunoga pani doktor pochwaliła za dzielność!
Filon
Skaleczenie Filona na tyle było poważne, że musiał zostać na noc w zwierzęcym szpitalu, połączonym z hotelem - rana musiała być oczyszczana pod narkozą, a potem zeszyta. Państwo wrócili do domu. gdzie powitały ich psy: Koko i Muszka - smutne od rozłąki z Filonem. Koko nawet nie chciała nic jeść, tak przeżywała stress... 
Na drugi dzień Filon powrócił, cały dumny, wychwalany przez pracowników hotelu, że wcale się nie bał psów - a czemu by miał? Wszak z psami żył na codzień... 
Będę uważał, rozglądał się dookoła - nie chciałbym za żadne skarby trafić na stół operacyjny! Mimo że medycyna poszła do przodu, to lepiej trzymać się z dala od skalpela, choćby i w dobrej sprawie użytego...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz