Zacznę od wieści najpilniejszych: przyniosłem garść wiadomości dla psów - że za garażem leży jakiś zgniły owoc, że kocica biało-szara też mnie wąchała i że dwunogi z bloku naprzeciwko jedli mięso i kiełbasę z grilla, ale nie zostawili ni okruszka! Bo ja zawsze przynoszę pocztę węchową - taki ze mnie niuch-kurier...
A teraz powróćmy do adremu (jak mawiał dwunogi wykładowca przysposobienia wojskowego)! Państwo wymyślili, że przeniosą mi jadalnię - bo Pani widziała, jak Bieluszka sprytniej od cyrkowca wyżerała mi sucharki... A podobno moje jedzonko nie służy psom! Z tego akurat byłem zadowolony od razu - nie ma to jak delektowanie się pożywieniem, bez zbędnych kibiców. Ale druga część przeprowadzki początkowo przyprawiła mnie o dreszcz - Pan wyniósł moją kuwetę i część zawartości zostawił hen, w odległym rogu podwórza. Horror - zamiast przytulnej ubikacji za parawanem czekała mnie ogrodowa latryna! I jak tu załatwić potrzebę dużą i małą podczas deszczu? Fuj! Dopiero pod wieczór okazało się, że mimo wszystko jest lepiej - teraz awansowałem na trzeciego użytkownika drugiej ubikacji - kuwetka stoi na piętrze, w łazience. I od wczoraj już całkowicie i zupełnie nikt mnie nie podgląda - mogę pławić się w higienie sam! Tylko czasem na stanowisku obok przykucnie Pan lub Pani, jak to w toalecie, ale nie wchodzimy sobie w drogę...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz