29 grudnia 2014

Felicji uprowadzenie przez dwunogich

Dzisiaj postanowiłem opowiedzieć, ku przestrodze innym kotom - jak Felicja została uprowadzona! Kiedy usłyszałem tą opowieść - moja kocia dusza trzęsła się ze strachu, jak galareta!
Chronologicznie było to tak: Państwo wypuścili ją na zewnątrz, jak codzień, od zarania kocich dziejów. Felicja lubi chodzić w różne miejsca: a to do opuszczonego domu obok, gdzie czasem jakaś mysz się zabłąka, a to przespaceruje się po piwnicach sąsiedniego bloku, lub zrobi rundę pomiędzy okolicznymi domkami - a nuż ktoś nowy przybędzie? Czasami chodzili we dwoje z takim rudym kolesiem, a czasem dołączał do grupy jeszcze jeden czarniawy, z obciętym ogonem. Ale tym razem Felka wyszła sama. Rankiem, kiedy wracała z obchodu, jakieś dwunogie dziecko tak zaciekle ją kićkało i głaskało, aż dała się wziąć na ręce. Ooo, to był błąd! Zabrali ją ze sobą, do jakiegoś tajnego kociego więzienia. Tam ją karmili szynką, kiełbasą i sucharkami, ale Felicja nie chciała nic tknąć - urządziła strajk głodowy! W dodatku - im bardziej głaskali, tym bardziej pazury Felicji zagłębiały się w ciała głaszczących. Trzymali ją tam u siebie blisko tydzień, może nawet półtora...
pazurki zawsze mam ostre!
W końcu oddali Felicję do schroniska dla bezdomnych kotów (pewnie za karę, że nie chciała jeść frykasów). 
Ale że Felicja to dziewczynka i nie mieli jej co wyrżnąć, to przynajmniej  pozbawili ją atrybutów macierzyństwa... 
Państwo już poważnie rozglądali się za nowym kotem - już chyba byłem planowany do zagoszczenia w tej Sforze... Aż jednego dnia przyszła dwunoga kidnaperka i zapytała ni z tego, ni owego, "czy Państwu kot nie zginął?" "- No pewnie że zginął! Ale myśleliśmy że go jakieś auto zabiło!" - odpowiedział Pan. A kidnaperka dalej ćwierka: "Bo my, proszę Pana przygarnęliśmy takiego podobnego, ale oddaliśmy do kociego przytułku. I pomyśleliśmy, że to Państwa..." Ot logika dwunogich: kot jest tutejszy, ale oni go wysyłają do obozu, gdzie przeprowadzają na więźniach medyczne eksperymenty... Na szczęście porywaczka nie chciała okupu, tylko oddała Felicję, chudą jak fotografia, i z chorą szczęką (nie mogła jeść nic twardszego od mleka) - zapewne męczyły ją wyrzuty sumienia... Państwo się ucieszyli bardzo - przecież Felka z nimi już ponad 10 lat zżyta. Pani to wręcz oniemiała...  Psy się ucieszyły po swojemu - obwąchiwały ją ze wszystkich stron. Chili nawet uroniła kilka psich łez - jakby nie było, wzruszający jest taki powrót na łono Rodziny... 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz