17 grudnia 2014

Wspomnienie dnia pierwszego

Siedzę na dachu pieczary...
Hej, to ja, Bolesław! Jestem kotem! Ważę już prawie kilogram - no, niech będzie prawdziwie - 60 deko. Ale nie jestem grubasem... Podobno moją mamą była rasowa, wypasiona "sybiraczka", tylko tatuś był NN....  Jakieś dwa tygodnie temu zabrali mnie od sióstr i braci (a miałem ich sporo, chyba siedmioro) nowi Państwo. Jechałem pierwszy raz w życiu samochodem! U Pani na kolanach było fajnie, zresztą zawinęli mnie w przyjemną w dotyku płachtę. Pan w tym czasie bawił się jakimś szarym kółkiem i błyszczącym patykiem... Nie pozwolili się przyłączyć do tej zabawy, nie wiem, dlaczego? Na imię mi dali Bolek! W ich domku zobaczyłem pozostałych lokatorów: dwie psie suczki i starszą kociczkę. One od razu wyczuły mój zapach - wąchały i wąchały i wąchały (trochę się bałem, czy nie wciągną mnie nosem, jak jakiś psi narkotyk?) Jeden czarniawy piesek to całkowita krejzolka imieniem Chili. Ona jest meksykanką ze starożytnego rodu Chihuahuów, ale wcale się nie wywyższa. Nie pozwala wprawdzie wejść do swojego domku i złowrogo warczy przy jedzeniu, ale poza tym jest okej! Druga towarzyszka wygląda jak przydymiony nieco biały olbrzym i nazywają ją Bieluch. Ona jest całkiem plebejska - skundlona, ale nastawiona przyjaźnie. U niej w domu już byłem - fajnie tam ma, kilka wysmoktanych na wskroś kości i kromkę suchego chleba (podobno na czarną jak ja sam godzinę...) Nie wiem co tamta godzina czarna oznacza, bo przecież ani my koty, ani psy chleba nie jadają, ale Bieluch mówiła, że tak być musi. Motyla noga! - myślałem że tu wszystko mają wspólne: woda w dużej misce, półmisek sucharków i kanapa jak transatlantyk...  Na szczęście kuwetę mam tylko dla siebie. Miski też dali mi osobne, niedostępne dla psich wyżeraczy... Żywię się mlekiem, sucharkami, a czasem Pan albo Pani zgubi coś pysznego i uda mi się capnąć... Na razie jest cool!
Jutro Wam powiem, jak wygląda mój dzień powszedni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz