27 grudnia 2014

Święta, święta i... po świętach

Ech! Miałybyć te święta taaakie długie, a tu ot, jak ogonem machnął: kolacja wigilijna przeciągnęła się blisko do północy, a potem dwunodzy wcale nas nie słuchali, tylko pobiegli do kościoła na "mszę". Więc i my, nic nie mówiąc, zaszyliśmy się w swoich legowiskach. Następny dzień też wcale nie jakiś tam odmienny, przynajmniej dla mnie. Trochę pospałem u Państwa w pościeli, potem zjadłem sucharków, poganiałem się z Bieluchem, popiłem mleka i znowu pospałem. Normalka! Codziennie tak robię, więc nie widziałem żadnej różnicy. Dopiero wczoraj z okna dojrzałem coś dziwnego - z góry spadało takie coś białawe, jakby ktoś mlekiem sikał. Od Bielucha dowiedziałem się, że to jest "śnieg", ale nie wiem nadal, do czego on służy, bo Państwo nie wypuszczają mnie za "drzwi". Czy on spada tylko na święta? Z czego jest zrobiony? Felicja mówiła, że jest "zimny"...  
Kolejny dzień identyczny do poprzednich - co te dwunogi widzą w tych świętach? Przereklamowane! Fakt, odwiedził nas jeden inny, mniej znany człowiek, ale zabawa z nim taka sama, jak z Państwem - a to go zębami za palec, a to pazurkami gdzie bądź! Dosypał mi sucharków, więc chyba jest "dobry"... Państwo orzekli zgodnie, że urosłem. Pewnie to od tego "śniegu"... Ciekawe, jak długo rosła Felicja? Czy będę kiedyś taki, jak ona? Od tych pytań mąci mi się w głowie - pójdę, pobawię się z Chili. 

                  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz