Ech, kocie życie upływa szybko! Ani się kot nie obejrzy, a już po marcu maj puka nieśmiało do drzwi tarasu... I już z matematyki, nieważne czy kociej czy dwunogich wynika, że żyję już pół roku! Już jestem starym kotem (tak mi się wydaje...) Ale w duszy nadal odczuwam młodzieńcze wzloty - od kilku dni trenuję skok wzwyż, z rozbiegu i z miejsca - żeby złapać w locie te fruwające żyjątka... Państwo wydzielają mi jak na lekarstwo wyjścia na taras, choć pozwalają zwiedzać wszystkie zakamarki podwórza. Byłem już w drewutni, w której w ogóle nie ma drewna, tylko jakieś Pańskie szpargały, zaglądałem do garażu, gdzie mieszkają dwukołowe pojazdy (dla dwunogów chyba w sam raz). Nie byłem jeszcze w lochu, gdzie płonie żar, ogrzewający dom Państwa, ale za to obwąchałem dokładnie worki z węglem. Wszystko po kolei zobaczę!
A przedwczoraj znów wpadłem w ramiona Andrzeja i Joli - którzy przynieśli Panu jakieś urządzenie, podobno do przewracania drzew. Na szczęście Pan je potem zabrał mi z widoku... Ale wygłaskali mnie za to - mogą co drugi dzień znosić różne żelastwo, jeśli miałbym tak być głaskany...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz